Na początek dwa cytaty. "Optymizm inwestorów staje się wygórowany w stosunku do przyrostu zysków sektora". "Branżę czekać może niebawem korekta lub wyraźne spowolnienie wzrostu notowań". Te obawy z naszej poprzedniej analizy poświęconej branży bankowej z drugiej połowy maja szybko okazały się uzasadnione. Po sięgnięciu historycznego maksimum na początku czerwca, obliczany przez nas indeks Banki (obrazujący przeciętną zmianę notowań wszystkich spółek z sektora) zaczął najpierw powoli, a później coraz szybciej spadać. Do ostatniego dołka (z 16 sierpnia) zanurkował o 17,5 proc.
Dwie trzecie bessy
Jak na sektor bankowy, korekta ta była wyjątkowo silna. W poprzednich czterech latach podobne obsunięcie indeksu branżowego zdarzyło się tylko raz - w maju i czerwcu 2006 r., kiedy kursy spadły przeciętnie o 19 proc. Warto też podkreślić, że ostatnia przecena równała się aż dwóm trzecim strat, jakie akcje banków przyniosły inwestorom w czasie bessy w latach 2000-2001. Między styczniem 2000 r. i wrześniem 2001 r. (kiedy ukształtował się historyczny dołek), indeks spadł o 26 proc. Ostatnio w ciągu zaledwie 2,5 miesiąca indeks stracił tyle, co w ciągu 9 miesięcy wspomnianej bessy.
Sam fakt, że spadek już zapisał się na kartach historii sektora bankowego jako jeden z najgłębszych, a zwłaszcza najszybszych (a przecież w otoczeniu makroekonomicznym branży właściwie nic się nie zmieniło), to jeszcze za mało, by kupować akcje. Zbytnie przywiązanie do reguły "mocno spadło, musi się więc mocno odbić", jest mało racjonalne, gdyż trendy spadkowe nierzadko przerastają wszelkie oczekiwania. Rzecz w tym, że w przypadku banków, za zainteresowaniem się ich walorami przemawiają znacznie poważniejsze argumenty.
Wyceny wróciły do normy