Joachim Brudziński, sekretarz generalny Prawa i Sprawiedliwości, powiedział wczoraj, że jeżeli 7 września nie nastąpi samorozwiązanie Sejmu, to rząd nie poda się do dymisji. Dotychczas premier Jarosław Kaczyński deklarował, że jeśli zaistnieje taka potrzeba, tzn. SLD nie poprze wniosku o samorozwiązanie Sejmu, to rząd poda się do dymisji i - tak czy inaczej - doprowadzi do wcześniejszych wyborów.

Skąd ta zmiana opinii PiS? Partia stwierdziła, że poda do dymisji swój rząd, ale na pewnych warunkach. Platforma Obywatelska ma publicznie zadeklarować, że stanie do wcześniejszych wyborów. PiS chce uniknąć sytuacji, w której PO utworzyłaby rząd, powołała komisje śledcze i dzięki ich działalności uderzyła w wizerunek PiS.

Problem w tym, że klub sejmowy PiS, chociaż liczy 151 posłów, nie może przesądzić o wyniku głosowania nad samorozwiązaniem Sejmu. Nawet jeśli porozumie się co do wyborów z PO, to wspólnie dysponują 282 głosami. A do kwalifikowanej większości dwóch trzecich potrzeba 307 głosów. Tymczasem wszystkie mniejsze partie zdają się nie chcieć wyborów.