Wiele państw Europy Zachodniej kilkadziesiąt lat temu zrezygnowało z węgla jako strategicznego surowca. Wielka Brytania, największy po drugiej wojnie światowej producent węgla, radykalnie zmniejszyła liczbę kopalń na rzecz wydobycia ropy naftowej i gazu ziemnego. Francja przerzuciła się w 70 proc. na elektrownie jądrowe. Niemcy ostatnie kopalnie chcą zamknąć w 2018 roku.
Tymczasem w Polsce od lat trwa spór, czy wydobywać dalej węgiel kamienny, czy nie. Czy utrzymując kopalnie, jesteśmy zupełnie anachroniczni? Czy też fakt, że wciąż działają, jest naszą ogromną szansą w obliczu szalejących cen surowców energetycznych?
Po kolei każdy rząd od 1989 roku ma własny pomysł, co zrobić z tą gałęzią polskiej gospodarki. Prywatyzować, zamykać czy dotować? Problem nie tylko stanowią wysokie koszty wydobycia, ale także przestarzałe metody pracy i nierentowność kopalń. Mimo kilku dobrych lat cena węgla w najbliższym czasie prawdopodobnie będzie spadać. Po stabilnych pod względem sprzedaży tego surowca latach 2003-2004, w 2005 roku sprzedaż spadła o 4,6 proc., a w 2006 roku o kolejne 0,9 proc., do poziomu 93,4 mln ton, co oznacza, że w latach 2003-2006 obniżyła się o blisko 5 mln ton. Główną przyczyną tego spadku było zmniejszenie wywozu węgla do Unii Europejskiej o około 4,2 mln ton w tym okresie. W 2006 roku wzrósł import węgla. Wyniósł on 5,2 mln ton wobec 3,4 mln ton w 2005 roku.
Jednak co robić, gdy ropa drożeje, a gazowy potentat - Rosja - jest coraz bardziej nieprzewidywalny w swojej polityce energetycznej i imperialnych zapędach w tym zakresie. W tej sytuacji pomysł przerabiania węgla na ropę staje się kuszącą alternatywą. Zwłaszcza w Polsce, bo jeśli brać pod uwagę tylko Unię Europejską, to około 60 proc. dostępnych zasobów znajduje się właśnie u nas. Do wyprodukowania tony paliwa syntetycznego trzeba zużyć 5 ton węgla (3 tony poddawane są przeróbce chemicznej, a dwie następne zapewniają tym procesom niezbędną ilość energii). Mamy więc 225 dolarów na jednej - węglowej - szali. Na drugiej jest tona ropy. Kosztuje teraz ponad 400 dolarów, a produkujemy z niej mniej niż tonę benzyny. Czyli benzyna syntetyczna z węgla wychodzi prawie dwa razy taniej.
Według różnych szacunków, minimum opłacalności zapewniłoby przetwarzanie 40-50 tys. ton węgla na dobę, z czego mielibyśmy 8-10 tys. ton paliw płynnych. Problem w tym, że budowa takiej fabryki kosztowałaby przynajmniej 2 mld euro. Gdyby już stała, to produkcja litra benzyny kosztowałaby dzisiaj 65 eurocentów, czyli około 2,5 zł. Jeżeli dodamy do tego wszystkie podatki, to dostajemy obecne ceny benzyny. A więc jednak ostatecznie wyraźnej różnicy nie widać.