Nasze przekleństwo czy złoto?

Europa jest zależna energetycznie od zagranicy. Wprawdzie ropy i gazu mają trochę Brytyjczycy i Norwegowie, ale głównymi dostawcami paliw pozostają wciąż Rosja i Bliski Wschód. Z tego powodu Unia Europejska poważnie myśli o produkcji ropy i gazu z węgla kamiennego. To dla nas ogromna szansa. Jednak żeby z niej skorzystać, trzeba zainwestować ogromne pieniądze

Publikacja: 30.08.2007 09:52

Wiele państw Europy Zachodniej kilkadziesiąt lat temu zrezygnowało z węgla jako strategicznego surowca. Wielka Brytania, największy po drugiej wojnie światowej producent węgla, radykalnie zmniejszyła liczbę kopalń na rzecz wydobycia ropy naftowej i gazu ziemnego. Francja przerzuciła się w 70 proc. na elektrownie jądrowe. Niemcy ostatnie kopalnie chcą zamknąć w 2018 roku.

Tymczasem w Polsce od lat trwa spór, czy wydobywać dalej węgiel kamienny, czy nie. Czy utrzymując kopalnie, jesteśmy zupełnie anachroniczni? Czy też fakt, że wciąż działają, jest naszą ogromną szansą w obliczu szalejących cen surowców energetycznych?

Po kolei każdy rząd od 1989 roku ma własny pomysł, co zrobić z tą gałęzią polskiej gospodarki. Prywatyzować, zamykać czy dotować? Problem nie tylko stanowią wysokie koszty wydobycia, ale także przestarzałe metody pracy i nierentowność kopalń. Mimo kilku dobrych lat cena węgla w najbliższym czasie prawdopodobnie będzie spadać. Po stabilnych pod względem sprzedaży tego surowca latach 2003-2004, w 2005 roku sprzedaż spadła o 4,6 proc., a w 2006 roku o kolejne 0,9 proc., do poziomu 93,4 mln ton, co oznacza, że w latach 2003-2006 obniżyła się o blisko 5 mln ton. Główną przyczyną tego spadku było zmniejszenie wywozu węgla do Unii Europejskiej o około 4,2 mln ton w tym okresie. W 2006 roku wzrósł import węgla. Wyniósł on 5,2 mln ton wobec 3,4 mln ton w 2005 roku.

Jednak co robić, gdy ropa drożeje, a gazowy potentat - Rosja - jest coraz bardziej nieprzewidywalny w swojej polityce energetycznej i imperialnych zapędach w tym zakresie. W tej sytuacji pomysł przerabiania węgla na ropę staje się kuszącą alternatywą. Zwłaszcza w Polsce, bo jeśli brać pod uwagę tylko Unię Europejską, to około 60 proc. dostępnych zasobów znajduje się właśnie u nas. Do wyprodukowania tony paliwa syntetycznego trzeba zużyć 5 ton węgla (3 tony poddawane są przeróbce chemicznej, a dwie następne zapewniają tym procesom niezbędną ilość energii). Mamy więc 225 dolarów na jednej - węglowej - szali. Na drugiej jest tona ropy. Kosztuje teraz ponad 400 dolarów, a produkujemy z niej mniej niż tonę benzyny. Czyli benzyna syntetyczna z węgla wychodzi prawie dwa razy taniej.

Według różnych szacunków, minimum opłacalności zapewniłoby przetwarzanie 40-50 tys. ton węgla na dobę, z czego mielibyśmy 8-10 tys. ton paliw płynnych. Problem w tym, że budowa takiej fabryki kosztowałaby przynajmniej 2 mld euro. Gdyby już stała, to produkcja litra benzyny kosztowałaby dzisiaj 65 eurocentów, czyli około 2,5 zł. Jeżeli dodamy do tego wszystkie podatki, to dostajemy obecne ceny benzyny. A więc jednak ostatecznie wyraźnej różnicy nie widać.

Na dwa sposoby

Są dwie technologie produkcji benzyny syntetycznej z węgla: Fischera-Tropscha i Bergiusa. Friedrich Bergius dostał Nagrodę Nobla za swoją metodę. W czasie wojny benzynę z węgla wytwarzało 12-15 zakładów niemieckich. Dwa największe w Blachowni koło Kędzierzyna-Koźla i w Policach. Hitlerowskie Niemcy produkowały rocznie około 4 mln ton paliw z węgla, które pokrywały połowę zapotrzebowania na paliwa silnikowe dla wojska i 90 proc. na benzynę lotniczą. Niemcy mieli świetne, jak na tamte czasy, technologie przetwórcze i aparaturę. Węgiel pochodził z okupowanych terenów, a do jego przetwórstwa wykorzystywano niewolniczą siłę roboczą. Koszty się nie liczyły. Po wojnie instalacje z ziem polskich wywieziono do ZSRR, ale produkcja na skalę przemysłową nigdy tam nie ruszyła.

W RPA do metody przekonano się, gdy państwo to w czasach apartheidu dotknęło embargo handlowe. Jednak, gdy już granice zostały otwarte, przetwórstwo węgla okazało się opłacalnym interesem. W ciągu doby przerabia się tam około 80 tys. ton węgla. Zaspokaja to 30 proc. zapotrzebowania kraju na paliwa silnikowe. Ale tam takie przedsięwzięcie jest opłacalne ze względu na tani węgiel z kopalń odkrywkowych. RPA to lider tego rynku dzięki wyjątkowo niskim kosztom wydobycia. Elektrownie bez dymu?

Kolejny powód, który przemawia za zmianą polskiej polityki wobec wydobycia węgla kamiennego, to ustalenia z unijnego szczytu w Berlinie. Zgodnie z nimi do 2020 roku mają być osiągnięte cele pod hasłem 3 razy 20. Emisja dwutlenku węgla ma się zmniejszyć o 20 proc., a udział energii odnawialnej w całkowitej produkcji ma zwiększyć się do 20 proc. Poza tym do 2020 roku wszystkie bloki energetyczne mają działać zgodnie z zasadą "zero emisji".

Po co więc utrzymywać nierentowne zakłady pracy? Kłopot w tym, że polska energetyka niemal w 99 proc. oparta jest na węglu kamiennym i brunatnym. W ostatnich latach ceny węgla energetycznego stale rosły, zwiększając się od 133,38 zł za tonę w 2003 roku do 164,48 zł/t w 2006 roku. Energetyka nie jest jednak sposobem na zapewnienie rentowności górnictwu. W 2006 roku koszty produkcji węgla rosły szybciej niż ceny węgla energetycznego, bo o ile wyprodukowanie jednej tony węgla w 2003 roku kosztowało 140,81 zł, o tyle w 2006 roku już 174,71 zł.

Co zatem robić? Po pierwsze, trzeba szybko działać, aby polska gospodarka do 2020 roku mogła sprostać wymogom berlińskiego szczytu. Tym bardziej iż ucieka szansa na unijne dofinansowanie dla testowych instalacji energetycznych, które mają powstać przy wsparciu Wspólnoty do 2015 roku.

Polski rząd domaga się zwiększenia limitów emisji dwutlenku węgla. Jego skarga trafiła już do unijnego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu. Nie zmienia to jednak naszej sytuacji. W przyszłości staniemy przed trudnym wyborem: nasze elektrownie będą musiały płacić horrendalne kwoty za przekroczenie limitów emisji CO2 lub zdecydują się na budowę instalacji nieemitujących w ogóle dwutlenku węgla. To drugie rozwiązanie to ambitne przedsięwzięcie. Nie będzie ani tanie, ani proste technologicznie. Ale - jak mówią specjaliści - od tej drogi nie ma już odwrotu. W dodatku taka właśnie strategia ma poparcie Komisji Europejskiej, która chce, aby do 2015 roku w Europie powstało 12 doświadczalnych elektrowni specjalizujących się w ekologicznym spalaniu węgla. Swój akces do projektu zgłosił już Południowy Koncern Energetyczny, drugi co do wielkości producent energii w kraju. Wchodzące w skład PKE elektrownie spalają dziś najwięcej węgla w kraju. I tendencja ta z pewnością utrzyma się przez następne lata.

PKE zaproponował już trzy lokalizacje dla eksperymentalnej elektrowni: przy powstającym nowym bloku energetycznym w Łagiszy, na terenie elektrowni Jaworzno lub budowę całkiem samodzielnej instalacji na terenach należących do PKE. Pilotażowa elektrownia miałaby mieć niewielką moc 50 megawatów, wystarczającą do zasilania 100-tysięcznego miasta i kosztować 90-100 mln euro. Koszt "wyprodukowania" w niej tony CO2 wstępnie oszacowano na 35 euro, podczas gdy w zwykłej elektrowni to około 20 euro. Jest to więc, niestety, znacznie więcej. Na dodatek, o ile technologia wydzielania CO2 ze spalin jest mniej więcej znana, o tyle poważnym problemem pozostaje kwestia magazynowania dwutlenku węgla. Polska nie ma dziś żadnych związanych z tym regulacji prawnych: nie wiadomo, gdzie miałyby powstać złoża CO2 i kto miałby odpowiadać za ich nadzorowanie. Na świecie magazynuje się go "w pustkach" po złożach ropy lub gazu ziemnego. U nas nie ma takich możliwości.

Dwutlenek węgla musi trafić w pobliże podziemnych pokładów węgla, nieprzydatnych dla kopalń. Znajdują się one ponad tysiąc metrów pod ziemią, a właśnie na tyle określa się bezpieczną granicę, gdzie można magazynować płynny CO2. Tam dwutlenek węgla ma ulegać mineralizacji, czyli zupełnemu rozkładowi. Niestety, pod względem prac nad magazynowaniem CO2 jesteśmy dużo w tyle za Unią Europejską, która już zajmuje się problemem. Aby w ogóle myśleć o budowie doświadczalnej elektrowni, musimy to opóźnienie nadrobić szybko.

fot. W.Grzędziński/fotorzepa

GTL, CTL i BTL - szansa

dla rynku paliw

To angielskie skróty od gas

to liquid, carbon to liquid i biomasse to lOznaczają sposoby produkcji syntetycznych paliw

płynnych z naturalnego gazu ziemnego, węgla oraz

- na razie raczej hipotetycznie - z odpadów roślin.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy