Piątkowa sesja na GPW, pomimo że zakończyła się wzrostem, nie zachwyciła. Opublikowane wówczas dobre dane z amerykańskiego rynku pracy, co prawda ożywiły handel, ale sama końcówka, kiedy WIG20 spadł z dziennego maksimum na 3758,45 pkt. do 3738,50 pkt. na zamknięciu, nie była już przejawem dużej siły rynku.
Można się jedynie domyślać, że prawdopodobnie była ona podyktowana obawami, czy w piątek amerykańskie giełdy pomimo początkowych wzrostów nie zakończą dnia na plusach, z uwagi na to, że dobre dane makroekonomiczne zmniejszają szanse na październikową obniżkę stóp procentowych przez Fed (jest ona motorem ostatnich wzrostów).
Wskazana słabość rodzimej giełdy (nie jedyna w ostatnich tygodniach) nie zapowiada jednak spadków w najbliższym czasie. Zwłaszcza silnych spadków. Te bowiem bezwzględnie wymagają powrotu przeceny na Wall Street. Tymczasem nastroje za oceanem są bardzo dobre. Słabość ta może być jednak zapowiedzią pewnego zachowania, które można określić jako "strach przed korektą w USA". Polski rynek co jakiś czas go doświadcza.
Wówczas, pomimo dobrej koniunktury na świecie, stoi w miejscu, lub rośnie znacznie mniej niż inne giełdy. Inwestorzy obawiają się kupować akcje z uwagi na rosnące ryzyko korekty, która musiałby dotknąć również warszawskiej giełdy. W tej sytuacji sesje zaczynają się od wzrostów, a kończą realizacją zysków. Dziś również tak może być. (ISB/X-Trade)
Marcin R. Kiepas