Zwłaszcza, że właśnie kończy się dość słaby miesiąc na giełdzie, więc proces windows dressing byłby czymś naturalnym.
Teoretycznie zapał kupujących może nieco zmniejszyć się w ciągu sesji, ze względu na oczekiwane odreagowania dwóch dni potężnych zwyżek w USA, co sygnalizują aktualnie kontrakty terminowe na główne amerykańskie indeksy. Nie powinno to jednak zachwiać pozycją byków, które od początku do końca sesji mają szanse kontrolować sytuację.
Globalny wzrost apetytu na ryzyko, który ma miejsce w ostatnich dniach, należy ściśle wiązać z wtorkowym odwrotem indeksu S&P500 z poziomu sierpniowego dołka (1406,7 pkt), co uchroniło ten indeks od wygenerowania bardzo silnego sygnału sprzedaży w postaci średnioterminowej, zapowiadającej mocne spadki, formacji podwójnego szczytu.
To wszystko wczoraj zostało podlane sosem oczekiwania na dalsze obniżki stóp procentowych w USA. Tym samym do 11 grudnia br., kiedy kwestia stóp będzie rozstrzygana, rynkom akcji nie stanie się krzywda. Dotyczy to również polskiej giełdy. Pojawia się więc szansa na wzrosty.
Trzeba jednak mieć świadomość, że oddziaływanie oczekiwań na luzowanie polityki monetarnej przez Fed obecnie nie będzie już tak mocne jak to miało miejsce w okresie zapoczątkowanym w połowie sierpnia br. Odnosząc się do powyższych kulinarnych metafor można powiedzieć, że ten sos jest już stary i kwaśny.