Adam Roguski Huty zapowiadają podwyżki cen, a dystrybutorzy stali powoli odbudowują stany magazynowe. Branża liczy najwyraźniej na odbicie w przyszłym roku. Czy to znowu zaklinanie rzeczywistości? Pod koniec 2008 r., gdy zaatakowało spowolnienie gospodarcze, branża spodziewała się poprawy sytuacji już wiosną tego roku – jednak kryzys okazał się głębszy, niż przypuszczano.
Ceny wyrobów hutniczych i popyt spadały przez całą I połowę ubiegłego roku (patrz wykresy). Wzrost cen w III kwartale okazał się nieco iluzoryczny, ponieważ nie wynikał z realnego zwiększenia zużycia stali, tylko z uzupełniania magazynów. IV kwartał jest dla branży stalowej sezonowo najsłabszy, nic więc dziwnego, że ceny profili i blach poszły w tym czasie w dół. Jedynie pręty żebrowane po chwilowym spadku znowu zaczęły drożeć.
[srodtytul]Powolna odbudowa[/srodtytul]
Stalowa branża liczy na to, że po umiarkowanie nerwowym pod względem wahań cen początku 2010 r. w jego drugiej połowie ruszą inwestycje infrastrukturalne i poprawi się sytuacja w budownictwie. – Nie ma w tej chwili żadnego wiarygodnego źródła prognoz. Wszystkie tak nowoczesne i doskonałe mechanizmy analityczne w tym roku zawiodły – przyznaje Andrzej Ciepiela, dyrektor Polskiej Unii Dystrybutorów Stali, organizacji skupiającej ponad 80 hurtowników kontrolujących około czterech piątych obrotu stalą.
Hutniczy potentat, koncern ArcelorMittal Poland (ma 75 proc. krajowego potencjału produkcyjnego) wykorzystuje połowę mocy. W przyszłym roku spodziewa się wzrostu popytu i produkcji o około 10 proc. Jeśli sytuacja poprawi się na dłużej, rozważy włączenie trzeciego wielkiego pieca do wytopu stali – teraz pracują dwa z czterech pieców posiadanych przez koncern w Polsce.