O cwaniakach, dyletantach i profesjonalistach

Fachowość to pojęcie dość klarowne, choć dotyczące nader różnych spraw i profesji. Jest zazwyczaj w wysokiej cenie - choć niekoniecznie okradziony w tłoku musi docenić profesjonalizm kieszonkowca. Generalnie jednak chcielibyśmy obracać się w kręgu profesjonalistów właśnie - a ponieważ każdy z nas w większości złożonych spraw współczesnego świata jest jak dziecko we mgle (znamy się ponoć wszyscy tylko na polityce i medycynie), ufni jak dzieci składamy swój los w ręce fachowców, a wraz z nim zazwyczaj i pieniądze.Nie sądzę, żebym był w stanie podpowiedzieć cokolwiek fachowcowi, któremu powierzam szwankującą mysz komputerową - mogę go tylko poinformować, że raz działa, a raz nie, co dla mnie jest wystarczającym dowodem na istnienie sił nadprzyrodzonych. Nie będę polemizował z majstrem od pralki, orzekającym, iż programator nadaje się tylko do wymiany - mogę mu się co najwyżej wyżalić, że miałem zaplanowane całkiem inne wydatki. Bywa jednak, że mamy szansę zorientować się, iż domniemanym zawodowcem jest dyletant i cwaniak. Tak jak jeden ze znajomych, doświadczony narciarz, który chciał w nowych nartach swej latorośli wyregulować wiązania, i u dzielnicowego "fachowca" zorientował się, iż ten nie ma pojęcia o potrzebnych dla takiej czynności pomiarach, a ze specjalistycznych narzędzi posiada jedynie śrubokręt... Wizyta, po wymianie uprzejmości, skończyła się trzaśnięciem drzwiami!Na różnych poziomach naszego codziennego funkcjonowania możemy się jeszcze natknąć - mam nadzieję, że coraz rzadziej - na tego rodzaju "fachowców". W codziennych życiowych sprawach cwaniaków takich dość szybko weryfikują prawa rynku: partacz udający, że umie naprawiać telewizory, orżnie może kilku czy kilkunastu naiwnych, ale jego warsztat rychło zacznie świecić pustkami; sklep oferujący towar byle jaki i w mizernym wyborze klienci będą omijać szerokim łukiem. Co jednak ze specjalistami, którym zawierzyliśmy sprawy generalnie znacznie ważniejsze - nasz majątek narodowy, przyszłą pomyślność społeczeństwa, zarządzanie polskimi finansami i poszczególnymi dziedzinami życia? Jak obywatel - dyletant przecież na ogół w tych kwestiach - ma zweryfikować profesjonalizm ministra, prezesa banku czy innych osób z politycznego i gospodarczego świecznika? Do czego mamy się odwołać dla maksymalnego zobiektywizowania naszych ocen?Myślę, że jednym z punktów odniesienia mogą tu być cenzurki, w różnych formach wystawiane naszemu krajowi przez gremia międzynarodowych ekspertów. Oni też mogą się czasami mylić, ale przynajmniej nie są uwikłani w nasze wewnętrzne polityczne układy, nie interesuje ich aparycja polityków ani kolor ich krawatów, nawet to, jakiej barwy ekipa jest akurat u władzy - wystawiane stopnie zaś często mają bardzo konkretny, ekonomiczny punkt odniesienia. I dlatego nawet kompletny finansowy laik powinien co jakiś czas zerknąć np. na doniesienia o aktualnych notowaniach indeksów J.P. Morgan dla polskich trzydziestoletnich obligacji typu Brady - na które przed ośmiu laty zamieniono nasze niemal ośmiomiliardowe, w dolarach amerykańskich, zadłużenie wobec komercyjnych banków tzw. Klubu Londyńskiego. Powinien też ocenić informację, która przemknęła jakoś przed świętami - zdominowana w wielu mediach przez doniesienia o sposobach przyrządzania karpia - o polskiej transakcji wykupienia części tych obligacji za 750 mln USD i zmniejszenia w ten sposób o 12% tego kawałka naszego narodowego długu. Ponieważ nadal żyjemy na spory kredyt (nasze łączne zadłużenie to nieco ponad 42 mld USD - z czego prawie 34 mld jest długiem budżetu państwa) - powinno nam leżeć na sercu, by spłatą tych kwot zajmowali się prawdziwi fachowcy.

JERZY KOREJWO