Tydzień w gospodarce
Do wielu ciekawych refleksji skłaniają okoliczności towarzyszące przegłosowaniu w Sejmie zbliżonej do projektu rządowego wersji budżetu państwa na 1999 r. Po pierwsze - debata parlamentarna towarzysząca drugiemu czytaniu, choć nie pozbawiona różnych akcentów krytycznych, zasadniczo nie podchwyciła podnoszonego przez niezależne ośrodki eksperckie problemu, że PKB w 1999 r. może być znacznie niższy w porównaniu z rządowym przedłożeniem.O tym, że PKB zwiększy się w 1999 r. o mniej niż założone przez rząd 5,1 proc., mówią nie tylko niezależne instytuty, ale również Rada Makroekonomiczna w MF. Prof. Jacek Rostworowski, przewodniczący tego ciała, już kilka miesięcy temu uprzedzał, że możliwy jest czarny scenariusz, z PKB zwiększającym się o nie więcej niż 3 proc. Patrząc na statystykę wzrostu produkcji przemysłowej w ostatnich 3 miesiącach oraz na sygnały z badań koniunktury w przemyśle, budownictwie i handlu, wydaje się, że w ciągu tych miesięcy prawdopodobieństwo czarnego scenariusza znacznie wzrosło.Na niższe w ujęciu nominalnym dochody budżetu państwa, w porównaniu z przegłosowaną już w Sejmie ustawą, może wpłynąć nie tylko słabszy wzrost PKB, ale także inflacja niższa od zakładanej. Jest to trochę inny problem niż z ubytkiem dochodów budżetowych, spowodowanym mniejszym wzrostem PKB. Jeśli proporcjonalne do niższej inflacji będzie obniżenie stopy procentowej, to mniejsze będą wydatki budżetowe na obsługę długu publicznego budżetu państwa.Problem rozwiąże się więc częściowo sam. Częściowo, ale nie w całości, ponieważ wydatki budżetowe w większości są kontrolowane w ujęciu nominalnym i przy niższych cenach będą realnie wyższe. Tymczasem może zabraknąć dochodów na pokrycie tych wydatków.Są to argumenty, które powinny skłonić sejmową Komisję Finansów Publicznych do zastanowienia się nad ograniczeniem zaproponowanych przez rząd dochodów budżetowych. Komisja - jak wiadomo - najpierw uznała, że powinna zaproponować korektę tych dochodów w górę, a następnie wycofała się z tej propozycji. Wycofała się, co wymaga podkreślenia, nie pod wpływem perswazji, że PKB może być niższy, ale ze strachu przed rozpadem koalicji.Może to się wydawać humorystyczne, ale wbrew swoim intencjom najmocniejszym wsparciem dla obecnego rządu i jego koalicji jest krytyka budżetu ze strony opozycyjnych ugrupowań politycznych. Domagając się wyższych w porównaniu z projektem rządowym wydatków i dochodów budżetowych, dają świadectwo swojej niewiarygodności. Można, oczywiście, powiedzieć, że w przypadku niektórych z tych ugrupowań nie jest to nic nowego, ponieważ z założenia nie myślą one w kategoriach ogólnokrajowych, ale grupowych. Takie jest PSL. Kiedy jednak SLD mówi, że chce być konstruktywną opozycją, to powinno zwracać uwagę na rzeczywiste słabości zaproponowanej przez rząd ustawy.Minimalista powiedziałby, iż należy się cieszyć, że Sejm przegłosował ustawę zbliżoną do przedłożenia rządowego i udało się uniknąć gorszej, jaką chciała zaproponować Komisja Finansów Publicznych.Nie mówiąc o innych opcjach, zgłaszanych nie tylko przez ugrupowania opozycyjne, ale także przez z trudem zmuszanych do dyscypliny wielu posłów AWS. Może racja jest właśnie po stronie minimalisty. Argumenty profesjonalne nie są mocna stroną sporów politycznych nad budżetem nie tylko w Polsce, ale stopień nieliczenia się z realiami jest wśród naszych polityków chyba trochę ponadprzeciętny.
MAREK MISIAK