W pobliżu gospodarki
Prywatyzacja w zeszłym roku niemal stała w miejscu, choć w gotówce wszystko się zgadzało. Kasę nabiło dosłownie kilka transakcji, co oznacza, że status firmy państwowej zachowało kilkadziesiąt przedsiębiorstw, przeznaczonych już od dawna do sprzedaży. Wydawało się jednak rok temu, iż nie trzeba namawiać ministra skarbu do przyśpieszenia prywatyzacji, skoro sam deklarował to po wielekroć.Tymczasem resort skarbu działa według sprawdzonych zasad małego sabotażu. Mam hipotezę, dlaczego tak się dzieje. Otóż minister Emil Wąsacz jest tajnym sojusznikiem Adama Bieli, autora AWS-owskiej koncepcji powszechnego uwłaszczenia. Blokuje prywatyzację, żeby zostało dosyć państwowego na realizację tej księżycowej idei.Hipoteza odpowiada pewnie wszystkim wierzącym w spiskową teorię dziejów, ale ma pewną wadę. Nie tłumaczy mianowicie postawy premiera i kilku innych prominentnych polityków z jego obozu. Posądzanie ich również o udział w antyprywatyzacyjnym spisku trąciłoby wszak paranoją. Byłem tego pewien jeszcze kilka dni temu, ale teraz sam nie wiem, co myśleć.Czego bowiem to, co stało się z ustawą o prokuratorii, dowodzi, jeśli nie spisku albo paranoi podszytej schizofrenią? Szef rządzącego ugrupowania i dwaj ministrowie głosują przeciw rządowemu projektowi, a premier mówi, że nie widzi potrzeby i możliwości ukarania ministrów. Pewnie, że nie widzi, bo gdyby panów Kropiwnickiego i Kaperę Jerzy Buzek wyrzucił z rządu (co powinno być regułą w podobnych przypadkach), co należałoby zrobić z Marianem Krzaklewskim? I kto miałby się tego podjąć?Zostawmy na chwilę na boku politykę (na dłużej się nie da) i zastanówmy się, co ustawa o prokuratorii w wersji przyjętej przez Sejm oznacza dla gospodarki.Prywatyzacja od kilku lat ślimaczy się, ale jednak to i owo przestaje być państwowe. Nie da się wykluczyć sytuacji, iż po wejściu w życie ustawy o prokuratorii stanie ona całkowicie. Jeśli już urząd z kompetencjami umożliwiającymi zablokowanie każdej prywatyzacji powstanie, to jest niemal pewne, że będzie chciał udowodnić, iż jest potrzebny. Jest to realne niebezpieczeństwo.Zablokowanie lub niemal całkowite zahamowanie prywatyzacji (sektor paliwowy, cukrownictwo, hutnictwo, energetyka, chemia) w ostatnich latach już się na nas mści, gdyż branże te wyraźnie odstają od Europy, a dystans się zwiększa. Po powstaniu urzędu Prokuratorii Generalnej może być tylko gorzej. I to w czasie, gdy grozi nam światowy kryzys, a i bez niego czeka nas trudny rok, o wiele cięższy niż kilka ostatnich lat, gdyż wiadomo, że wzrost PKB będzie mniejszy niż planowany. A zaplanowane w ustawie budżetowej wpływy z prywatyzacji? Zamiast tego możemy mieć wydatki na nowy urząd centralny.Polityczne implikacje zabawy w prokuratorię są także bardzo poważne. Unia Wolności chce zaskarżyć ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. Ale i bez tego koalicyjna awantura, być może najpoważniejsza z dotychczasowych, wisi w powietrzu. Autorytet rządu i obu koalicyjnych ugrupowań już został nadwyrężony. Nieufność pomiędzy nimi (zrozumiała w tej sytuacji) może uniemożliwić rządzenie na jakim takim poziomie, nawet na tak mizernym, jak do tej pory. Posłowie i ministrowie wiedzą już, że wszystko jest dozwolone.Bilans, jak na jedną, zupełnie zbędną, a raczej wielce szkodliwą ustawę, imponujący. Jest takie, dotyczące polityki, powiedzenie - to gorzej niż zbrodnia, to błąd. Do tej sytuacji pasuje ono jak ulał.
JAN BAZYL LIPSZYC