Faksem z Gdańska

Po dziesięciu latach porządkowania państwa i gospodarki Polska wygląda dziś na kraj rozstrojony wewnętrznie. Mass media są wypełnione doniesieniami o blokadach, marszach protestacyjnych i innych przejawach niezadowolenia obywateli ze stanu własnego państwa. Jest to druga fala ulicznego protestu, po zeszłorocznych przesileniach, związanych z układaniem na nowo mapy województw i powiatów. Oczywiście, jest to obraz przerysowany, zniekształcony przez naturę przekazu medialnego, który zawsze koncentruje się na przysłowiowym "spadającym samolocie", a pomija milczeniem setki i tysiące udanych przelotów. W gruncie rzeczy nasza państwowość funkcjonuje normalnie, życie większości obywateli toczy się swoim zwykłym, codziennym rytmem i nawet bałagan w służbie zdrowia czy blokady rolnicze nie są tożsame z dezorganizacją państwa. Solidna śnieżyca mogłaby uczynić większe szkody. Systematycznej dezorganizacji ulega jedynie ruch w centrum Warszawy, z uwagi na częste manifestacje ciągnące pod Sejm - jest to cena, jaką płacą ludzie za przywilej zamieszkiwania w mieście stołecznym, gdzie najbardziej opłaca się manifestować i gdzie ustawicznie tamuje się ruch, by umożliwić przejazd VIP-ów.Rozumiejąc mechanizm owego zniekształcenia przez mass media obrazu polskiej rzeczywistości, nie lekceważyłbym jego skutków. Są bowiem skutki zewnętrzne i wewnętrzne. Z nawyku oglądam niektóre zagraniczne serwisy informacyjne. W doniesieniach z Polski dominują ostatnio zdjęcia z chłopskich blokad drogowych. Nic dziwnego - ma to bezpośredni wpływ na funkcjonowanie międzynarodowego transportu. Na szczęście, widać wyraźnie ciągniki i sprzęt mechaniczny, a nie zaprzęgi końskie, będące dotąd symbolem zacofania polskiej wsi. Ale jest to obraz destabilizacji wewnętrznej, tak jak wcześniejsze doniesienia z przemarszu rumuńskich górników na Bukareszt. Wizerunek Polski, jako stabilnego kraju, górującego nad sąsiadami z Europy Wschodniej, doznaje uszczerbku. Ze znacznie większą siłą, owe ciągłe doniesienia o protestach, głodówkach i okupacjach rządowych budynków przenoszą się na nastroje polskiego społeczeństwa. Splatają się one z osobistym, namacalnym doświadczeniem ludzi, wystawionych na niewygodę jako pacjenci służby zdrowia lub petenci urzędów. W jednym i drugim zakresie mamy na początku 1999 r. potężne zamieszanie, przetasowanie, słowem - ruchome piaski. Zanim ludzie wydepczą nowe ścieżki do urzędów wojewódzkich i powiatowych, upłynie trochę czasu i powiększą się zasoby społecznej frustracji. Rosną one z dnia na dzień z powodu fatalnie przygotowanej reformy służby zdrowia. Gromadzi się w ten sposób kapitał społecznego niezadowolenia, z którego czerpią siłę dzisiejsi bohaterowie mass mediów - liderzy środowiska anestezjologów, przywódcy związków rolniczych, a nade wszystko Lepper (Wrzodak już też się odnalazł, na barykadzie w Nowym Dworze Gdańskim). Opozycja lekko podkręca te nastroje, a wystarczy tu i ówdzie przyłożyć rękę, by powstał efekt śniegowej kuli. Nieporadna polityka informacyjna rządu temu nie zaradzi. Trzeba będzie przystąpić do realnego rozwiązywania problemów niskiej dochodowości w rolnictwie i bałaganu w służbie zdrowia, bo inaczej wrażenie dezorganizacji państwa przestanie być medialnym zniekształceniem, a zacznie być wiernym odzwierciedleniem naszej rzeczywistości.

JANUSZ LEWANDOWSKI