Pozagiełdowy rynek akcji nadal trwał w bezruchu. Gdyby nie Szeptel i Bolesławiec, obroty na rynku nie przekroczyłyby zapewne 50 tys. zł. Niewielkim pocieszeniem dla zarządzających Ceto jest zapewne fakt, iż również na parkietach giełdy zanotowano po raz pierwszy w historii kursy szacunkowe. Stanowi to jedynie kolejny argument, że to nie rynek jest najistotniejszy dla płynności instrumentów, ale jakość notowanych spółek.Zgodnie z założeniami stworzonymi podczas fundowania Centralnej Tabeli Ofert, rynek pozagiełdowy miał być przeznaczony głównie dla spółek małych, o dużym potencjale rozwoju, najlepiej z branży high-tech. Okazało się jednak, że takich firm jest niewiele. Branża high-tech w polskim wydaniu to jedynie spółki software'owe, firm współtworzących wysoką technologię brakuje również na warszawskiej giełdzie. Tymczasem wystarczy spojrzeć na komentarze z giełd amerykańskich. To właśnie te spółki "ciągną" cały rynek, mając znaczący wpływ na poziom indeksów. Problem dotyka zapewne nie tylko rynku kapitałowego (żenująco niskie nakłady na naukę w Polsce), fakt jednak, że wśród firm notowanych tylko dwie pochodzą z branży telekomunikacyjnej (najszybciej rozwijającej się na świecie), mówi sam za siebie.Wracając do wydarzeń z rynku pozagiełdowego, na uwagę zasługuje utrzymująca się aktywność na warrantach BDM oraz spadek cen na obligacjach skarbowych. O ile rosnącą płynność na warrantach call na KGHM można wytłumaczyć wyraźnym skokiem ceny instrumentu podstawowego, o tyle spadek cen obligacji po znacznej obniżce stóp procentowych może dziwić. Wprawdzie upływający czas sprawia, że rentowność obligacji maleje (zbliża się dzień wykupu), jednak fakt, że podstawowe stopy procentowe spadły w minionym tygodniu blisko o 3 pkt. powinien przynieść wzrost popytu na obligacje o stałym oprocentowaniu.
.