Różne premie za zachodnioeuropejskie obligacje

Wprawdzie w ostatnich latach spready, czyli różnice w rentowności obligacji skarbowych państw unii walutowej, znacznie zmniejszyły się, ale nie stało się to, czego oczekiwało liczne grono ekonomistów. Wraz z wprowadzeniem wspólnej waluty nie powstał jednolity rynek obligacji i nie tylko kraje o gorszym ratingu nabywcom swoich papierów muszą płacić premię.Obecnie rentowność 10-letnich obligacji niemieckich zwanych bundami kształtuje się na poziomie 3,90%, natomiast walorów rządu włoskiego o tym samym terminie zapadalności 4,11%. Wprawdzie - zauważa "Business Week" - jest to znacznie mniejsza różnica niż cztery lata temu, kiedy rozpiętość sięgała 600 punktów bazowych, ale przecież Włochy wciąż mają bardzo wysoki deficyt publiczny, wynoszący 120% produktu krajowego brutto. Z inwestowaniem we włoskie walory wiąże się więc większe ryzyko kredytowe. Z tego względu międzynarodowe agencje ratingowe dług niemiecki lokują w kategorii AAA, zaś włoski AA3.Trudniej jest natomiast wyjaśnić różnice w rentowności między papierami austriackimi i niemieckimi, skoro kraje te mają identyczną ocenę wiarygodności kredytowej. Podobnie rzecz się ma z Francją, która inwestującym w jej dziesięcioletnie obligacje musiała zapewnić premię 11 punktów bazowych powyżej bundów sprzedanych kilka dni wcześniej. W tym przypadku Francuzi musieli zapłacić za ryzyko związane z niską płynnością.Niektórzy analitycy sądzą, że spready między europejskimi obligacjami skarbowymi będą zmniejszać się w miarę ewoluowania tego rynku. Nie bez znaczenia może być nowy instrument oferowany przez MATIF, francuską giełdę terminową, powiązany z obligacjami niemieckimi i francuskimi.Z kolei inni specjaliści twierdzą, że przełom nastąpi dopiero z chwilą integracji politycznej państw unii walutowej. Do tego momentu inwestorzy będą postrzegać Europę Zachodnią jako zbiór o różnych skalach ryzyka i różnych premiach.

A.T.