W związku z opublikowaniem w PARKIECIE z 2 marca artykułu "Giełda nie nadąża za maklerami", którego autorem jest p. Adam Mielczarek, zwracam się z uprzejmą prośbą o zamieszczenie mojej odpowiedzi na sformułowane tam niezbyt pochlebne opinie dotyczące GPW.Artykuł powstał w związku z rozpoczęciem przyjmowania przez pierwsze biura maklerskie nowych zleceń, tzw. zleceń do dyspozycji maklera (DDM). Giełda wita tę innowację z dużym zadowoleniem, tym bardziej że od samego początku, kiedy Związek Maklerów i Doradców wystąpił z tą inicjatywą, GPW postanowiła wesprzeć starania maklerów o wdrożenie jej w życie.Środowisko maklerskie od dłuższego czasu walczy o upodmiotowienie zawodu maklera, którego działalność sprowadzała się często do pełnienia roli swego rodzaju automatu przekazującego dyspozycje klientów wprost na giełdę. Udział pośrednika w podejmowaniu decyzji dotyczących zakupu lub sprzedaży papierów wartościowych, a szczególnie przy wyborze sposobu i momentu realizacji zlecenia, był znikomy. Archaiczność takiego zwyczaju ujawniła się szczególnie ostro po wprowadzeniu na giełdę notowań ciągłych.Jednym ze sposobów na przezwyciężenie dość powszechnie odbieranego, negatywnego wizerunku maklera, do którego przylgnęło pejoratywne określenie "maklomat", jest właśnie wprowadzenie nowego rodzaju zleceń klienckich. Mają one spełnić dwa podstawowe zadania:- poprawić obsługę inwestorów poprzez aktywne i profesjonalne pośrednictwo w realizacji ich dyspozycji,- uaktywnić maklerów i doprowadzić do tego, aby makler mógł wnieść wyraźną wartość dodaną przy podejmowaniu przez inwestorów decyzji inwestycyjnych.Dopiero w takiej perspektywie można - jeśli to oczywiście jest konieczne - analizować rolę samej giełdy w realizacji przedsięwzięcia. Zwróćmy zatem uwagę na dwa stwierdzenia zawarte w artykule p. Adama Mielczarka:- nowe typy zleceń nie mają jeszcze odpowiedników w systemie informatycznym giełdy,- zlecenia typu DDM są standardem na współczesnych giełdach.Stąd autor wyciąga wniosek, że giełda warszawska "nie nadąża za maklerami", a w domyśle - również za innymi giełdami. W związku z tak postawioną tezą, a także z obawy, że taki pogląd może się upowszechnić, wyjaśniam, co następuje.Automatyzacja przez giełdę wspomnianych zleceń byłaby zaprzeczeniem podstawowego celu, jakim jest uaktywnienie maklerów i dzięki temu lepsza obsługa klientów. W dotychczasowym rozwoju giełd stało się powszechną zasadą, że to właśnie profesjonalni pośrednicy podejmują większość decyzji związanych z najlepszym momentem zawarcia transakcji giełdowej, uzależniając jej wykonanie od aktualnej i przewidywanej sytuacji rynkowej. Oceniają oni wpływ realizacji zlecenia na kurs giełdowy i decydują o tym, czy zlecenie zrealizować szybko w całości, czy może stopniowo, dzieląc je na części.Makler sam, reprezentując interesy klienta i kierując się doświadczeniem oraz najlepszą wiedzą, szuka rynkowej okazji do zawarcia dobrej transakcji. Od jego też decyzji zależy często, czy daną dyspozycję wykonać w tym czy innym systemie notowań, a nawet - szczególnie ostatnio - na której giełdzie zakupić lub sprzedać dany papier wartościowy.W tej sytuacji wbudowanie w system informatyczny giełdy odpowiedników zleceń DDM może tylko oznaczać, że nastąpiłby powrót do stanu kontestowanego przez środowisko maklerskie, a postulowane zlecenia do dyspozycji maklera stałyby się zleceniami do dyspozycji giełdy (DDG).Informatyzacja giełd światowych jest jednak faktem. I rzeczywiście coraz częściej w elektronicznych systemach obrotu wprowadzane są nowe rodzaje zleceń. Chciałbym jednak tutaj podkreślić, że standardy w tej dziedzinie są dopiero wypracowywane. A na pewno nie są nimi te, o których pisze p. Adam Mielczarek, przywołując przykłady zleceń DDM ostatnio zaproponowanych przez nasze biura maklerskie (np. stop-indeks limit, średnia cena, oferta k/s, maksymalna wartość).Dla porównania, załączam zestawienie porównawcze systemów informatycznych największych giełd europejskich (Amsterdam, Frankfurt, Londyn, Paryż, Zurych), z którego wynika, że jedynie zlecenia z limitem i zlecenia rynkowe (nasze PKC) są stosowane na każdej z nich. Tylko w tym przypadku uprawnione może być powołanie się na międzynarodowy standard. Natomiast jeśli chodzi o tzw. zlecenia stop (automatycznie zamieniane na zlecenia rynkowe lub zlecenia z limitem, kiedy kurs rynkowy osiągnie lub przekroczy cenę określoną w zleceniu), to jedynie Frankfurt, Paryż i Zurych mają je w swojej ofercie. Oznacza to, że na innych giełdach realizację strategii przy wykorzystaniu klienckich zleceń stop zapewniają sami maklerzy. Warto jeszcze dodać, że przytoczone przykłady dotyczą systemów najnowocześniejszych, wprowadzonych w ostatnich czterech latach.Kończąc ten temat, pragnę jeszcze zwrócić uwagę na pewien negatywny aspekt automatyzacji niektórych dyspozycji stosowanych przez maklerów, a zwłaszcza tzw. zleceń stop loss. Przy nagromadzeniu w systemie informatycznym giełdy dużej ilości takich zleceń, mogą one powodować - i czasem to robią - duże wahania kursów, szczególnie wtedy, gdy ich uaktywnienie występuje w tym samym czasie.Giełda Papierów Wartościowych zamierza wprowadzić nowy system informatyczny w przyszłym roku. Będzie on dysponował najnowszymi rozwiązaniami w tej dziedzinie. Rynek otrzyma szeroką gamę zleceń. Które z nich będą rzeczywiście wykorzystywane - przesądzą o tym przede wszystkim klienci biur maklerskich.Korzystając z okazji, chciałbym jeszcze skomentować publikowane ostatnio (również w PARKIECIE) krytyczne opinie na temat zbyt późnego rozpoczynania przez GPW sesji giełdowych. Jesteśmy gotowi zaczynać wcześniej (np. o godz. 10.00). Dotychczasowe jednak konsultacje z członkami giełdy (ostatnia z września ub.r.) wykazały, że taka zmiana w przebiegu sesji ma tyle samo zwolenników, co przeciwników. W najbliższym czasie zamierzamy przeprowadzić kolejną ankietę, w której zakres pytań będzie szerszy niż dotychczas. Od jej wyników uzależniamy podjęcie ostatecznej decyzji.
Z poważaniem
dr Piotr Szeliga
WICEPREZES ZARZĄDU GPW
Od autora: