Faksem z Gdańska

Ściągamy sobie na głowę nie lada kłopot, opóźniając od sześciu lat rekompensaty dla rencistów, emerytów i pracowników budżetówki. Nie ma ucieczki od tych zobowiązań, uznanych przez Trybunał Konstytucyjny, a wynikających z braku podwyżek płac dla budżetówki oraz utraty dodatków do emerytur i rent w latach 1991-92. Nie był to kaprys rządzących. Takie było wówczas rozeznanie sytuacji budżetowej państwa. Zgodził się z tym Sejm, uchwalając, że nie stać nas na wypłaty gotówkowe, a roszczenia mają być zaspokojone w papierach wartościowych. Rozwiązanie tego i wielu innych problemów miała dać prywatyzacja.Niedawne przesłuchanie w komisji sejmowej pokazało, że jesteśmy nadal w punkcie wyjścia. Zmieniają się koncepcje, nie ma realizacji. A zobowiązania wobec rencistów, emerytów i budżetówki waloryzują się, narastają, kładąc się cieniem na polityce gospodarczej i strategii zmian własnościowych. Nie wspomnę o rozczarowaniu samych zainteresowanych rekompensatami 4,5 miliona Polek i Polaków, w większości ludzi starszych, zdezorientowanych sprzecznymi zapowiedziami ze strony rządu. Na początku, to znaczy w 1993 roku, roszczenia opiewały na 5 miliardów złotych. Obecnie liczy się je na 14,5 miliarda, a w momencie najwcześniejszego możliwego uruchomienia programu będzie to około 20 miliardów złotych. Zestawiając te liczby z wartością programu NFI, widzimy skalę problemu.Powstały w tej materii już dwie martwe ustawy. Ustawa o NFI z 1993 roku przewidywała, obok świadectw udziałowych, tak zwane świadectwa rekompensacyjne i potrzebę zgromadzenia na ten cel majątku o wartości nominalnej nie mniejszej niż 5 miliardów złotych. Taka była, przypomnę, ówczesna wartość roszczeń. Koalicja SLD/PSL przez cztery lata nie skorzystała z tej możliwości. Uchwalono natomiast odrębną ustawę o rekompensatach. Ustawa weszła w życie 12 kwietnia 1997 roku i do dziś jest martwą literą. Oznacza to, że dotychczasowe próby rozwiązania tego problemu szły fałszywym tropem. Skupiano uwagę na tak zwanej logistyce, czyli kompletowaniu list uprawnionych, systemie dystrybucji, dostępności biur maklerskich itp. Jest to ważne, ale nie najważniejsze. Rozmaite masowe programy prywatyzacyjne, realizowane w Europie Wschodniej, łącznie z naszym NFI, pokazały, iż można uporać się z tym problemem. Rzeczywista trudność tkwi w odpowiedniej podaży akcji i udziałów oraz w podtrzymaniu ceny masowych papierów wartościowych na rynku. W przypadku rekompensat dla tak niedoświadczonej klienteli rynku, jak renciści i emeryci, sygnalizujący w 90% chęć natychmiastowej sprzedaży akcji, jest to praktycznie niemożliwe. Będzie rozczarowanie na masową skalę, gdyż rynkowa wartość papierów wartościowych nie będzie odpowiadała nominalnym roszczeniom. Być może do akcji wkroczy znowu Trybunał Konstytucyjny i będziemy się dalej kręcili w kółko. A zobowiązania będą rosły. Jedynym wyjściem z tej pułapki jest powrót do wypłaty roszczeń w gotówce lub w obligacjach oczywiście w ratach i przy rozciągnięciu płatności w czasie.

JANUSZ LEWANDOWSKI