Z prof. Witoldem Orłowskim z Zakładu Badań Ekonomiczno-Statystycznych GUS-PAN rozmawia Małgorzata Pokojska

Czy Unia Europejska ma interes przyjąć Polskę w poczet swoich członków? Znieśliśmy prawie wszystkie bariery celne, zliberalizowaliśmy przepływy kapitałowe, a swobodnym przepływem siły roboczej Unia raczej nie jest zainteresowana.Na integracji gospodarczej mogą zyskać obie strony. Nie akceptuję spiskowego podejścia, że Unia goni za jednostronnymi korzyściami. W krótkim okresie Unia nie ma wielkiego interesu gospodarczego w członkostwie Polski. Korzyści handlowe po integracji nie będą dużo większe niż obecnie, a koszty przyjęcia naszego kraju - bardzo duże. Nie ulega wątpliwości, że na początku będziemy członkiem kosztownym, wymagającym wsparcia i pomocy. Kandydatem atrakcyjniejszym dla Unii byłaby na przykład Szwajcaria. Przedstawiciele zjednoczonej Europy nie myślą dziś kategoriami krótkookresowych korzyści, bo takich nie będzie, lecz patrzą dalekowzrocznie, co dobrze o nich świadczy. Gdyby mieli złe zamiary, przerwaliby negocjacje w sprawie naszego członkostwa. Na Zachodzie jest bardzo wyraźna chęć zlikwidowania podziałów w Europie, a także świadomość, że za jakiś czas Polska wniesie wkład do przyśpieszenia gospodarczego w Unii.Urzędnicy Unii negocjacji wprawdzie nie zrywają, ale odsuwają datę ewentualnego przyjęcia Polski. Nasi negocjatorzy obiecują, że będą gotowi do końca 2002 r., a więc członkostwo możliwe byłoby już w 2003 r. Tymczasem politycy krajów Unii jako bardziej prawdopodobny wskazują 2005 rok.Politycy Unii są pod presją, by zminimalizować koszty przyjęcia Polski. Nam pomoc, którą otrzymujemy od Unii, wydaje się za mała, a mieszkańcom Unii koszty przyjęcia krajów pretendujących w nieodległym terminie wydają się zbyt duże. Konflikt interesów polega na tym, że ktoś do naszego członkostwa musi dołożyć lub ktoś inny zrezygnować z tego, co obecnie dostaje z unijnej kasy.Czy Unia odwleka termin przyjęcia nowych krajów dlatego, że jest to kosztowne członkostwo, czy też z powodu własnych problemów, których nie zdołała rozwiązać? Chodzi o opóźnienia w postępie integracji, o niezadowalające efekty przeobrażeń strukturalnych i wyrównywania różnic regionalnych. Unijni rolnicy protestowali tej zimy równolegle z polskimi. Domagali się jeszcze wyższych dotacji.To prawda, że nie tylko Polska i inne kraje pretendujące, ale również Unia potrzebuje czasu na dostosowanie się do warunków szerszej i głębszej integracji. Reforma polityki rolnej to jeden z głównych unijnych problemów, ale nie tak palący, jak przebudowa naszego rolnictwa.Przeciwko szybkiej integracji krajów pretendujących wypowiadali się ostatnio politycy niemieccy. Zdaje się, że Niemcy najwięcej łożą do wspólnej kasy?Każdy z krajów członkowskich składa się proporcjonalnie do swojego PKB. Trochę mniej wpłaca Wielka Brytania, która bardzo niewiele korzysta ze wspólnych funduszy. Mimo że płacą wszyscy, można powiedzieć, iż Niemcy, Holandia i Austria finansują resztę. Kraje te nie korzystają ani z funduszy wspierających rolnictwo, ani ze środków służących polityce strukturalnej. Są bogate i równomiernie rozwinięte.A Francja?Francja zabiera wszystko, co wnosi. Francuscy rolnicy korzystają z ogromnej pomocy unijnej.Jak to się dzieje, że niemieckie rolnictwo nie potrzebuje unijnej pomocy, a francuskie potrzebuje? Dwie porównywalne gospodarki - dwa nieporównywalne sektory rolne.Sektory rolne w Niemczech i Francji są jak najbardziej porównywalne. W obu krajach dominują niezbyt duże i niezbyt efektywne gospodarstwa rodzinne. To brytyjskie, farmerskie, wysokotowarowe rolnictwo odstaje od reszty. Przyczyn różnic należy szukać w historii. W Wielkiej Brytanii przemiany gospodarcze zaczęły się wcześniej niż gdzie indziej. W połowie XIX wieku odsetek zatrudnionych w rolnictwie był tam mniej więcej taki, jak obecnie w Polsce.Skoro Francja i Niemcy mają podobne rolnictwo, dlaczego unijne dotacje docierają przede wszystkim do francuskich rolników? Dlaczego unijna polityka rolna nie wszystkich traktuje równo?Polityka jest taka sama wobec wszystkich, ale różne jest wsparcie rolnictwa w poszczególnych krajach. Wszystko zależy od struktury produkcji. Struktura wsparcia cenowego jest najbliższa strukturze produkcji rolnictwa francuskiego. W Unii dotowane są zboża, wołowina oraz mleko i przetwory mleczne. Nie ma dopłat do ziemniaków i wieprzowiny, co w dużym stopniu produkują rolnicy niemieccy, a także polscy. Na marginesie: wieprzowina w Europie jest tańsza niż u nas, a wołowina, która nie jest specjalnością polskich rolników - droższa.Nasze rolnictwo przed przystąpieniem do Unii będzie musiało przejść radykalne przemiany, poczynając od struktury cen?Rolnictwo stanowi nasz największy problem. Nie ma się co łudzić, że zdołamy go rozwiązać w ciągu kilku lat. To zadanie na co najmniej 30 lat. Tyle mniej więcej dzieli nas od rolnictwa unijnego, wyłączając brytyjskie, które jest jeszcze bardziej zaawansowane. W Europie Zachodniej rolnictwo daje 2-3% PKB, u nas 7%. Tam w sektorze rolnym pracuje ok. 5% aktywnych zawodowo, u nas - ponad 20%. Te liczby pokazują, że problem rolnictwa w Unii w ogromnym stopniu został już rozwiązany. My zaś jesteśmy na początku drogi.Po integracji ogromna część gospodarstw będzie zagrożona bankructwem. Wydaje się, że polskie rolnictwo wymaga ogromnej pomocy. Trudno chyba liczyć na to, że wsparcie, które nadejdzie z budżetu Unii, będzie wystarczające?Polskie rolnictwo niewątpliwie otrzyma wsparcie z Unii. Już w przyszłym roku ruszy specjalny fundusz rolny dla przyszłych członków. Nie będzie to jedyna pomoc. Z krajowego budżetu rolnictwo od lat otrzymuje duże środki finansowe. Rzecz w tym, że nie rozwiązują one problemów, lecz łatają doraźnie jakieś "dziury". Zasadniczą słabością polskiego rolnictwa nie jest brak środków, lecz brak polityki rolnej. Unia Europejska wcześniej czy później wymusi na polskiej administracji konkretny program przekształceń w rolnictwie. Im wcześniej to nastąpi, tym lepiej.A górnictwo i hutnictwo? Tu też problemy ekonomiczne łączą się ze społecznymi. Mimo pomocy Unii ciągle słychać głosy, że nie ma pieniędzy, by dokonać prawdziwie głębokiej restrukturyzacji, czyli zamknąć odpowiednią liczbę kopalń. Konieczna redukcja zatrudnienia w hutnictwie również przebiega opornie.W porównaniu z rolnictwem górnictwo i hutnictwo nie stanowią wielkich problemów. Da się je rozwiązać w ciągu dwóch - trzech lat. W górnictwie pracuje 200 tysięcy osób, w rolnictwie - 3-4 miliony. Na restrukturyzację górnictwa przeznaczono pieniądze porównywalne z tymi, które otrzymuje rolnictwo. Właściwie należy się dziwić, dlaczego przemiany idą tak opornie. W okresie gospodarki nierynkowej nie znano prawdziwych kosztów, dlatego węgiel porównywano ze złotem, ale to się zmieniło. Dziś już wiadomo, że do węgla trzeba dopłacać. Zamiast tworzyć holdingi, należałoby dokładnie przyjrzeć się każdej kopalni i szybko zamknąć trwale nieefektywne. Zastanawia także strategia wobec hutnictwa. Wyłożono ogromne pieniądze na modernizację, ograniczono zatrudnienie, ale nie osiągnięto dostatecznej poprawy efektywności. Powstaje pytanie, dlaczego dotąd nie sprywatyzowano państwowych molochów? One ciągle nie przystosowały się do reguł rynku i przy każdej okazji żądają wsparcia z państwowej kasy.A co na to Unia?W Unii pomoc publiczna jest pod lupą, ponieważ prowadzi do zachwiania warunków równej konkurencji. Uważam, że nie ma powodów, by dotować przemysł. Nierentowne fabryki powinny upaść.W jakich dziedzinach okresy dostosowawcze mają sens?Jeśli - zgodnie z obecnymi przewidywaniami - do Unii wejdziemy w ciągu pięciu-sześciu lat i tak czeka nas okres przejściowy dotyczący wolnego przepływu siły roboczej. Myślę, że przez jakiś czas wolność przemieszczania się nie będzie szła w parze z wolnością wyboru miejsca pracy. Kraje Europy Zachodniej zastosują zapewne wobec obywateli krajów nowo przyjętych system pozwoleń na pracę, ponieważ boją się zalewu rynku tanią siłą roboczą ze Wschodu. Nas taki okres przejściowy uchroni przed utratą wysoko kwalifikowanych pracowników.Jak pan ocenia stan przygotowań gospodarki do integracji z Unią?Nie ma dużych problemów ekonomicznych z przystąpieniem do Unii Europejskiej. Są problemy z efektywnością gospodarki, które mogą zostać stosunkowo prosto rozwiązane. Bliska integracja powinna przyspieszyć to, co i tak musi być zrobione, a więc czyszczenie gospodarki z nierentownych firm i prywatyzację.