Wyższe stawki celne już obowiązują

Polska wprowadziła już nowe wyższe cła na niektóre produkty rolne. Wyższe opłaty celne wprowadzono na import pszenicy, produktów mlecznych i wieprzowiny. Kraje Unii Europejskiej i stowarzyszone w CEFTA na razie jeszcze nie odpowiedziały podwyższeniem cła na polskie produkty, ale - jak mówią przedstawiciele naszego rządu - trzeba się z tym liczyć.

Wyższe cła mają być zaporą, która ma ochronić polskie rolnictwo przed nierówną konkurencją z tanim zagranicznym towarem. Duży import jest, zdaniem ekspertów, jedną z przyczyn załamania na rynku rolnym.O tym, że cła trzeba podnieść, rząd zdecydował jeszcze w połowie marca. Wejście w życie stosownego rozporządzenia premier Jerzy Buzek uzależniał od wyniku konsultacji przede wszystkim z krajami CEFTA, w stosunku do których stosowano dotychczas preferencyjne stawki celne. Wyższe cła obowiązują od 31 marca.O ile podnieśliPodwyżka jest drastyczna: na wieprzowinę sprowadzaną z krajów CEFTA nałożono 83,3-proc. cło (wcześniej stosowano preferencyjną stawkę 25%), podobnie jest w przypadku drobiu - opłata została podniesiona z preferencyjnych 28% do 60%. Nie ma już 20-proc. stawki na pszenicę i mieszanki pszenicy i żyta, które sprzedawały do Polski kraje CEFTA. Cło wynosi obecnie 70%.Produkty mleczne będzie można importować, ale trzeba liczyć się z 35-proc. cłem. Dotyczy to głównie Unii Europejskiej (zwłaszcza Niemiec), z których pochodzi większość "mlecznego" importu. Przed zmianą stawki były one obłożone 13-proc. cłem.- Nie można wykluczyć retorsji ze strony tych państw - powiedział PARKIETOWI Paweł Badzio, rzecznik prasowy Ministerstwa Gospodarki. - Na szczęście na razie nie mamy takich zapowiedzi.Podwyższenie ceł zostało źle przyjęte przede wszystkim przez Węgry. Przedstawiciele węgierskiego rządu mówili, że decyzja Polski jest "nie do zaakceptowania" w świetle porozumień CEFTA i może mieć znaczący wpływ na stosunki handlowe między oboma krajami. Według Petera Balasa, węgierskiego wiceministra spraw zagranicznych, w ub.r. Węgry sprzedały do Polski 230 tys. ton pszenicy. Polskie Ministerstwo Gospodarki mówi o 255 tys. ton.- Gdyby retorsje zostały wprowadzone, ich koszty mogłyby być większe niż pożytek z wyższych ceł - mówi Paweł Badzio.Instrument raczej skutecznyOchrona rynku przed nadmiernym importem to jeden z głównych punktów programu nowego ministra rolnictwa Artura Balazsa. Zamierza on utworzyć m.in. "rejestr kontraktów importowych", co miałoby usprawnić monitoring importu. Jerzy Plewa, wiceminister rolnictwa, mówił przed kilkoma tygodniami podczas obrad senackiej komisji rolnictwa, że nie ma jednostki, która mogłaby zająć się kontrolowaniem napływu towarów rolnych.Eksperci uważają, że nieograniczony import zwiększyłby w znacznym stopniu podaż, której polski rynek nie byłby w stanie wchłonąć. Niedostateczny popyt na krajowe towary to główna przyczyna rolniczej zapaści, której kulminację można było obserwować na przełomie stycznia i lutego.Najbardziej widać to na przykładzie rynku zbóż. Od 1 lipca do końca lutego sprowadzono do Polski ok. 582 tys. ton. Import zbóż może wynieść w tym roku prawie 1 mln ton - napisali w swoim raporcie eksperci powołani przez prezesa Agencji Rynku Rolnego. Należałoby więc, ich zdaniem, wyeksportować podobną ilość. Dotychczas ARR sprzedała w przetargu dla eksporterów 445 tys. ton.Podobnie jest na rynku wieprzowiny. Załamanie eksportu do Rosji i nadprodukcja na krajowym rynku doprowadziły do zwiększonej podaży i - w związku z tym - głębokiego spadku cen.- Po żniwach, ze względu na tę dekoniunkturę, powinien nastąpić spadek pogłowia trzody - uważa Jan Małkowski z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Źywnościowej. - Wówczas być może wzrosną ceny, o ile Agencja Rynku Rolnego, która "przejmie" nie sprzedaną do Rosji wieprzowinę, nie zacznie sprzedawać zapasów. Zdaniem J. Małkowskiego podniesienie ceł to skuteczny instrument ochrony rynku. - Ponad 83% na wieprzowinę to cło zabójcze - uważa J. Małkowski.

MAREK CHĄDZYŃSKI