Rzadko się zdarza sytuacja, aby nasz rynek zachowywał się przeciwnie do rynku amerykańskiego, a już w szczególności WIG rósł, a Dow Jones spadał. To nietypowe zdarzenie potwierdzają statystyki indeksów mijającego tygodnia. Świadczy to o sile naszego rynku (nie wyjaśnionej notabene) i nie tylko naszego, ponieważ porównywalna siła wzrostów towarzyszyła większości rynków azjatyckich i europejskich. O ile wzrosty mogą zastanawiać, o tyle spadki notowane na amerykańskim rynku wydają się mocno uzasadnione. Od kilku tygodni wisi tam bowiem groźba podwyżki stóp procentowych przez Fed, mająca ochłodzić czasowo rynek i gospodarkę. Dla większości analityków wydaje się ona na tyle pewna i konieczna, że idzie za tym odpowiednio wyprzedaż akcji, równoznaczna z konsumowaniem przez rynek przyszłej decyzji Fed. Jaka będzie skala podwyżki, dowiemy się 29 czerwca na najbliższym posiedzeniu Rezerwy Federalnej, a na razie z grubsza szacując, spadki DJIA i Nasdaq odzwierciedlają ok. 0,5-proc. wzrost stóp procentowych.Abstrahując od Stanów, zastanawiający jest trend wzrostowy na naszych rodzimych indeksach. Owszem agencja ratingowa Standard & Poor's zwiększyła wiarygodność naszego rynku dla inwestorów zagranicznych, podwyższając nam rating z BBB minus do BBB, lecz jakoś tych inwestorów zagranicznych na naszym rynku, oprócz kilku tematycznych spółek (patrz np. Kredyt Bank), nie widać, co potwierdzają obroty na spółkach i na całym rynku.Przyspieszają procesy prywatyzacyjne (LOT, Pekao, BZ, Orbis. TP SA) konieczne do załatania szokującego deficytu budżetowego. Co ważne, zaczął rosnąć sektor bankowy, stymulowany nie tyle przesłankami fundamentalnymi, ile spekulacjami, dotyczącymi ceny Pekao dla UniCredito, panicznymi zakupami Kredyt Banku PBI przez KBC Bank NV i starą sprawą BIG-u. Przy braku obecności zagranicy na naszym rynku, wzrosty mogą być krótkotrwałe, a my powinniśmy wykorzystać je do realizacji zysków na papierach.

.