Informacja podana w czwartek przez japońską Agencję Planowania Ekonomicznego była dla wszystkich zaskoczeniem. W I kwartale japońska gospodarka wzrosła o 1,9% w stosunku do kwartału poprzedniego, co jak z dumą podkreślił wiceszef Agencji - Takafusa Shioya - daje w skali roku imponujący wskaźnik 7,9 proc.

Wzrosły zarówno wydatki inwestycyjne firm - o 2,5%, jak i wydatki konsumpcyjne - o 1,2% Szczególnie ten ostatni wskaźnik został przyjęty przez obserwatorów ze zdumieniem. Większość prywatnych instytutów ekonomicznych przewidywała stagnację gospodarki, a nawet jej dalszy spadek. Był to pierwszy kwartalny wzrost od końca 1997 roku. W ostatnim kwartale ubiegłego roku PKB spadł o 0,8%, a w ciągu całego roku o 2%. Rąd japoński przewidywał, że w bieżącym roku PKB wzrośnie o 0,5%, przy czym prognozy te jeszcze do niedawna były uważane za przesadnie optymistyczne. Skok japońskiej gospodarki może zatem wskazywać na to, że rozluźnienie polityki fiskalnej zaaplikowane w ciągu ostatnich 12 miesięcy zaczyna przynosić pozytywne skutki.W ubiegłym roku japoński parlament uchwalił dokapitalizowanie banków na koszt japońskiego podatnika ogromną sumą 60 bln jenów (517 mld dolarów), co stanowi 12% japońskiego PKB. W listopadzie rząd postanowił wspomóc koniunkturę "pakietem stymulacyjnym" wartości 195 mld dolarów. Pakiet przewidywał obniżenie podatków, zwiększenie wydatków publicznych i państwowych gwarancji. Wydatki na roboty publiczne zwiększyły "pakiet stymulacyjny" do ogromnej kwoty 800 mld dolarów. Rząd liczył na zwiększenie popytu krajowego, którego spadek w ostatnim roku był główną przyczyną recesji. Krótko mówiąc, Japonia zaczęła klasyczną kurację antyrecesyjną, według recept Keynesa. Ponieważ stopa procentowa jest tam bliska zera i dalsze jej obniżanie niewiele by dało, zastrzyk pieniędzy publicznych miał zapewnić gospodarce wzrost płynności i wydatków.Eksperci sceptycznie przyjęli informacje o odbiciu się japońskiej gospodarki od dna. Przede wszystkim dlatego, że z Japonii dochodzą sprzeczne sygnały. Na przykład, według danych rządowych, rośnie zatrudnienie, a jednocześnie bezrobocie osiąga najwyższy w ostatnich latach poziom - 4,8% Informacja o wzroście wydatków kapitałowych firm nie zgadza się z badaniami, świadczącymi o tym, że większość dużych korporacji planuje znaczne obcięcie wydatków.Wielu ekspertów uznało pakiet stymulacyjny za ryzykowny, gdyż zwiększył deficyt budżetu do poziomu przekraczającego 10% PKB. Zadłużenie sektora publicznego osiągnie w bieżącym roku, według przewidywań Ministerstwa Finansów, 108% PKB. Rząd będzie miał coraz większe trudności z finansowaniem tak ogromnego długu. Problemów jest zresztą więcej. Ryzyko keynesowskiej terapii polega na tym, że pompowany przez rządowe wydatki popyt wewnętrzny może się załamać, gdy "pompa" przestanie działać. W dwóch ostatnich kwartałach publiczne inwestycje rosły o ponad 10% i takie tempo wzrostu jest, rzecz jasna, niemożliwe do utrzymania. Jeżeli zaś w drugiej połowie roku dynamika wydatków publicznych zostanie ograniczona - z uwagi na nadmierny deficyt - może to oznaczać potężny impuls recesyjny. W dodatku optymistyczne wskaźniki pierwszego kwartału spowodowały natychmiast wzrost kursu jena, a więc pogorszenie warunków japońskiego eksportu.Ale największe niebezpieczeństwo kryje się w tym, że rozluźnienie fiskalne zniechęca japońskie korporacje do kontynuowania kuracji odchudzającej. Głównym problemem japońskiej gospodarki pozostaje nadmiernie zadłużona gospodarka. Ponad 100 wielkich korporacji ma kłopoty z wypłacalnością. To samo dotyczy banków, ratowanych przez rząd. Japońskie korporacje przez wiele lat prowadziły ekspansję, korzystając z ochronnego parasola rządu i specjalnego traktowania przez powiązane z nimi banki. Produkowały zbyt wiele i zatrudniały zbyt wielu pracowników, nie dbały o zyski i o wypłacalność wobec wierzycieli. Bez kuracji odchudzającej gospodarka japońska nie ruszy z miejsca. Tymczasem zastrzyk rządowych pieniędzy na ratowanie firm spowodował, że liczba bankructw maleje, a tym samym są opóźniane procesy restrukturyzacyjne.Japonia od dawna stanowiła natchnienie dla specjalistów od gospodarki w Polsce. Paradoksalnie przeżywa ona dziś kłopoty - podobne do naszych - choć zupełnie innej skali. W Polsce też pojawiały się pomysły, by zamiast restrukturyzować gospodarkę, wstrzyknąć do niej dodatkowe pieniądze, poprzez rządowe wydatki. Warto się przyglądać, jak keynesowska kuracja powiedzie się w Japonii.

WITOLD GADOMSKI

PUBLICYSTA "GAZETY WYBORCZEJ"