"To jeszcze nie koniec walki o reformę podatkową" - powiedział Leszek Balcerowicz po nocnym posiedzeniu Rady Ministrów, która zatwierdziła projekty zmian, proponowane przez wicepremiera. Rząd zgodził się na zmiany w ostatniej chwili. Przełożenie po raz kolejny decyzji mogłoby spowodować, że parlament nie zdążyłby przeprowadzić postępowania legislacyjnego w konstytucyjnym czasie. Słowa wicepremiera odnosiły się właśnie do układu sił w Sejmie i Senacie. Rząd z oporami na reformę się zgodził (jednogłośnie, ale pod nieobecność szefa Rządowego Centrum Studiów Strategicznych).
W parlamencie będzie gorzej, gdyż już wielokrotnie posłowie AWS głosowali przeciwko projektom własnego rządu. Wystarczy, by wyłamała się część z nich, a projekty przepadną. Nie ma dużej szansy, by zostały poparte choćby przez jednego posła opozycji.Reforma podatkowa przechodzi z ogromnym trudem dlatego, że interesy ugrupowań, ba - poszczególnych polityków - są sprzeczne. Dla Leszka Balcerowicza sprawa jest prosta. Obniżenie i uproszczenie podatków przyczyni się do podniesienia poziomu oszczędności i zdynamizowania gospodarki. Na dłuższą metę wygrają na tym prawie wszyscy, choć doraźnie zostaną naruszone interesy różnorakich grup, korzystających dotychczas z nieprzejrzystego systemu ulg. Balcerowicz chce jednocześnie obniżać podatki i zmniejszać deficyt budżetowy. Naraża się przy tym na zarzut, że w jego działaniu jest sprzeczność. Przeciwnicy reformy czasami w dobrej, a czasami w złej wierze twierdzą, że z obniżeniem podatków należy poczekać, aż w finansach publicznych pojawi się nadwyżka. Ale deficyt lub nadwyżka wynika, przynajmniej w naszych warunkach, nie tyle z naturalnych procesów gospodarczych, ile z decyzji politycznych. Rząd albo będzie wystarczająco zdeterminowany, by przedstawić projekt budżetu z niższym deficytem i w ciągu kilku lat uzyskać nadwyżkę, albo też nie. Poziom podatków niewiele tu zmieni. Jeśli nie będzie wystarczającej determinacji, nawet przy podwyższonych podatkach pojawiać się będzie stale deficyt. Wszak potrzeby, które muszą być sfinansowane przez budżet, są nieograniczone.Dla polityków AWS, szczególnie dla mającego prezydenckie ambicje Mariana Krzaklewskiego, reforma podatkowa jest ściśle związana z kolejnymi kampaniami wyborczymi. Tu podstawowe jest pytanie - czy zyskamy w wyborach więcej, czy mniej głosów godząc się na niższe podatki, a jednocześnie niższe wydatki państwa. Potężne grupy wyborców - robotnicy, zatrudnieni w sektorze budżetowym, rolnicy, emeryci - obniżką podatków nie są zainteresowani, gdyż w pierwszej kolejności nie oni na niej zyskają. Przeciwnie, mniejsze dochody budżetu będą oznaczać mniej dotacji i transferów socjalnych, z których te grupy korzystają. Na dłuższą metę zwiększenie, dzięki reformie podatkowej, tempa wzrostu PKB przysłuży się wszystkim, ale na krótką metę na reformie można raczej stracić, niż zyskać.Politycy myślą zwykle "na krótką metę". Podczas negocjacji w sprawie podatków politycy AWS stale stawiali pytanie - jak to rozwiązanie zamieni się na głosy wyborców. Ostatecznie ministrowie zgodzili się na obniżenie górnej stawki PIT, gdy uświadomili sobie, że zainteresowanych jest tym kilkaset tysięcy drobnych przedsiębiorców - elektorat nie do pogardzenia. W systemie demokratycznym pytanie to jest całkiem uzasadnione. Tyle że zbyt nerwowe zerkanie na wyniki sondaży wyborczych uniemożliwia przeprowadzenie jakichkolwiek reform, co także gwarantuje wyborczą klęskę.Z drugiej strony AWS musi liczyć się ze swym koalicjantem. Dlatego ostatecznie ministrowie zgodzili się na zmianę podatków, nie chcąc ryzykować kryzysu rządowego. Ale Unia Wolności w sprawach podatków też nie jest spójna. Już w zeszłym roku, gdy trwała dyskusja o "Białej księdze", pojawiały się głosy, że "za podatki nie warto umierać". Unia liczy wciąż na głosy części pracowników budżetówki, zwłaszcza nauczycieli i środowisk akademickich. Przy pracach w Sejmie może w tym ugrupowaniu też pojawić się pokusa, by elektorat przyciągać raczej wyższymi wydatkami niż niższymi podatkami. Jeśli pokusa ta przeważy, Unia będzie musiała poszukać nowego lidera.Interesy opozycji są przy pracach nad podatkami oczywiste. Opozycja po pierwsze krytykuje każdy projekt rządowy, niezależnie od tego, czy jest sensowny, czy nie. Po drugie, szuka poparcia głównie u tej części elektoratu, która czuje się przegrana wskutek przemian rynkowych, a więc jest zainteresowana dzieleniem budżetu, a nie mnożeniem produktu krajowego. Dlatego opozycja bez wahania zagłosuje przeciw.Układ sił w parlamencie skazuje zatem reformę podatkową na nieuchronną klęskę. Niekoniecznie musi jednak do niej dojść. W AWS może przeważyć obawa przed rozpadem koalicji. Unia Wolności może zaprezentować swą determinację, choćby z obawy, że odejście Leszka Balcerowicza stworzy w tej partii głęboki kryzys. Wreszcie, swe poparcie dla reformy podatkowej mogą wyrazić grupy elektoratu, które choć są w mniejszości, potrafią swój głos skutecznie wzmacniać - przedsiębiorcy, wysoko kwalifikowani profesjonaliści, młodzież zainteresowana szybszym tempem rozwoju i tworzenia miejsc pracy.
Witold Gadomski
publicysta "Gazety Wyborczej"