Przez moje okulary
Efektem lipcowej kanikuły jest ociężałość umysłów, spowodowana upałami. Taka inwestycja, jak klimatyzacja miejsc pracy, może więc mieć bezpośredni wpływ na efektywność i wyniki finansowe - zwłaszcza tam, gdzie koncepcyjnie myśli się o pieniądzach lub bezpośrednio nimi obraca. Chłodniejszą aurę wokół mózgownicy powinien mieć zresztą nie tylko piszący o transakcjach dziennikarz gazety finansowej, nie tylko zawierający je menedżer, ale także zwykła kasjerka w banku. Sam w ostatnich dniach, w dusznej i nagrzanej hali jednej z tych instytucji finansowych, dostałem w okienku własny wypełniony czek miast gotówki, a pani - połapawszy się w błędzie na widok mej zdumionej miny - westchnęła przepraszająco: och, wie pan, taki skwar...Przy okazji lipcowych upałów do normy wróciła - ochłodzona najwyraźniej wizytą naszego rodaka z Watykanu - temperatura politycznych dyskusji. Wyraźne obelgi wprawdzie jeszcze nie padają, ale uwagi adresowane ad personam latają znów gęsto. Wielu okazji dostarczy tu z pewnością rozpoczynająca się w parlamencie debata podatkowa - najgoręcej jest bowiem wtedy, gdy chodzi nie o imponderabilia, ale o pieniądze. Przewodniczący sejmowej Komisji Finansów już zapowiedział, że samo poinformowanie o zmianach, jakie chciałby wprowadzić w rządowych projektach podatkowych ustaw, wymagałoby godzinnego exposé (jak na posła Goryszewskiego byłoby to niezwykle krótkie wystąpienie) i dał wyraz swym licznym wątpliwościom. Prognozą temperatury, w jakiej toczyć się będą poselskie podatkowe dyskusje, może też być jego wypowiedź, iż "patologią byłoby, gdybyśmy tolerowali demokrację z lat PRL - że dwóch czy trzech decyduje, co Sejm ma robić". Szef komisji rozwiał w ten sposób złudzenia, iż koalicyjni posłowie przyjmą gładko rządowe propozycje i odniósł się zarazem - najwyraźniej pijąc do niego personalnie - do słów wicepremiera Balcerowicza, że patologią byłoby zachowanie się w sprawach podatkowych części koalicji jak opozycji. To na razie pierwsze takty uwertury - a temu spektaklowi, w którym z pewnością nie zabraknie i wielkich arii, i partii zbiorowych z chóralnymi śpiewami włącznie, wszyscy będziemy się przyglądać szczególnie uważnie. Idzie wszak o nasze pieniądze.Jednym pracuje się w podwyższonej temperaturze gorzej - innym nie robi to różnicy. Zwłaszcza tym, u których tok procesów myślowych jest stale spowolniony, niezależnie od temperatury. Dotyczy to np. osób zajmujących się w Polsce sprawą budowy - nieustannie przyszłej budowy - autostrad. Temat - aktualny od lat i od lat pozostający w sferze koncepcji - gremiom urzędników daje etaty, pieniądze oraz poczucie, iż są niezbędni. Jako człowiek sporo jeżdżący autem po kraju i tęskniący za bardziej cywilizowanymi warunkami podróżowania, w sprawie autostrad zdradzam, jak inni, coraz większe zniecierpliwienie. Ostatnio wszakże w drogowym tunelu zajaśniało światełko: urzędnicy z Ministerstwa Transportu "pracują nad nowym sposobem finansowania" budowy dróg szybkiego ruchu... W starożytności słynny był rzymski polityk, który każdą mowę kończył wezwaniem: "Kartagina musi być zburzona" - nasi drogowi spece najwyraźniej wzięli go za wzór i żyją w przekonaniu, że samo powtarzanie "Autostrady trzeba zbudować" wystarczy, by słowa przyoblekły się w asfalt i beton.Jest jednak rozwiązanie tej sytuacji - i zarazem recepta na wiele podobnych. Proponuję autostradę z klocków lego. Znana światowa firma z pewnością poprze to przedsięwzięcie - wielokrotnie organizowała już różne przedsięwzięcia budowlane, reklamujące jej produkty; w Warszawie ma zacząć się po wakacjach odbudowa z klocków Pałacu Saskiego - wprawdzie nieco pomniejszonego, ale za to, jak podała agencja PAP, pod honorowym protektoratem prezydenta miasta stołecznego. Myślę, że legolandowa autostrada mogłaby powstać pod honorową protekcją PARKIETU - chętnie obejmę funkcję przewodniczącego w komitecie organizacyjnym takiego przedsięwzięcia. To i inne, podobne, cieszyłyby się chyba sporym powodzeniem. Podrzucam okolejny pomysł: wzniesienie z klocków gdzieś pod Warszawą gmachów Sejmu, Kancelarii Premiera, resortu finansów i innych - zależnie od potrzeb. Tam udawałyby się związkowe manifestacje; tam obowiązkowo jeździliby ministrowie, by wysłuchać obelg pracowników fabryki łuków, chcących koniecznie uzbroić najmłodszą armię NATO w swe produkty; tam policja w obronie milionów klocków lego ustawiałaby kordony i zapory. A mieszkańcy stolicy odetchnęliby z ulgą!Może zresztą z czasem doczekalibyśmy się tego, że niektórzy nasi politycy - ci najwyraźniej stale żyjący w świecie ułudy - zagustowaliby w klockowej stolicy i jeździli tam coraz częściej, by wreszcie przeprowadzić się na stałe?...
Jerzy Korejwo