Większe pieniądze za coraz gorszą pracę
Spółki notowane na amerykańskich parkietach są obecnie oceniane przez 2427 analityków, ponad 32% więcej niż w 1997 r. - wynika z danych opublikowanych przez firmę Tempest Consultants. Obecnie jest to grono prawdziwych gwiazdorów na firmamencie Wall Street - takich, jakimi w latach 80. byli eksperci banków inwestycyjnych. - Jedni i drudzy idą dziś ramię w ramię - i działają ręka w rękę - twierdzi cytowana przez "International Herald Tribune" Joan Zimmerman, szefowa nowojorskiej firmy konsultingowej G.Z. Stephens. Roczne zarobki czołowych amerykańskich analityków sięgają 10 milionów dolarów, gdy ich najmłodsi koledzy po fachu uzyskują przeciętnie po 350 tysięcy USD.W ślad za rekordową liczbą i wysoką pozycją osób sprawdzających stale aktualną kondycję emitentów nie idzie jednak jakość analiz - uważają giełdowi gracze, zwłaszcza ci inwestujący długoterminowo. Powodem - twierdzi IHT - może być coraz większa rola analityków w kreowaniu popytu na akcje. Emitenci chcą nie tylko wiedzieć, jaka będzie giełdowa cena ich walorów, ale również, kto ich wesprze, kupując papiery. Różnica między czołówką analityków a ich gorzej notowanymi kolegami polega na tym, że ci pierwsi spółce, wprowadzającej papiery do obrotu, są w stanie zapewnić 100 czołowych inwestorów - ocenia Joan Zimmerman.Sprzedaż akcji zawsze stanowiła część zajęcia analityków, jednak obecnie jest to większa część - wynika z badania Tempest Consultants. Od 1997 r. czas poświęcany przez nich na analizy fundamentalne spółek zmniejszył się z 47,58% do 39,89% ogólnego czasu pracy, podobne zjawisko dotyczy wizyt i kontaktów w analizowanych spółkach (spadek z 17,21% do 15,21%). Więcej czasu poświęcają natomiast amerykańscy analitycy instytucjonalnym nabywcom akcji (wzrost z 22,11% do 23,22%).Analitycy nie koncentrują się na wyławianiu inwestycyjnych klejnotów, lecz raczej na poszukiwaniu nabywców akcji firm, którymi się zajmują - konkluduje IHT. Zdaniem dziennika, jest to swoisty fenomen rynku byka: ekspertom płaci się coraz więcej za analizy, które mają coraz mniej wspólnego z rzeczywistością.
J.K.