To jest nieustający dylemat polityka gospodarczego - pobudzać wzrost, czy dbać o zachowanie w gospodarce równowagi. Na ten temat napisano tysiące naukowych dysertacji, zbudowano kilka poważnych teorii. Dziś większość z nich uważa, że jest możliwe pobudzanie wzrostu - w krótkim okresie, lecz można zapłacić za to brakiem stabilizacji - w okresie dłuższym. Dla większości ekonomistów wzrost jest celem gospodarowania. Ale w dłuższym okresie wzrost bez zachowania równowagi nie jest możliwy. Im szybszy wzrost, tym większa groźba powstania w gospodarce napięć, które z czasem mogą doprowadzić do kryzysu. Z drugiej strony, równowaga bez wzrostu nie jest kuszącą alternatywą.Pobudzanie gospodarki jest zwykle utożsamiane z oddziaływaniem na globalny popyt, poprzez zwiększanie deficytu budżetowego lub rozluźnianie polityki pieniężnej. Po pewnym czasie te bodźce przestają działać, a pojawiają się napięcia inflacyjne oraz deficyt w wymianie z zagranicą. Czasami napięcia dają znać w postaci nadmiernego zadłużenia firm i nieregularnych kredytów w bankach. Wszystko to jest oznaką przegrzania koniunktury. Sztucznie pobudzany przez politykę gospodarczą wzrost popytu nie idzie w parze ze wzrostem możliwości podażowych firm.Od kilku tygodni pojawiają się kolejne informacje, świadczące o tym, że w gospodarce narasta nierównowaga. Deficyt budżetowy w ciągu siedmiu miesięcy niemal "wykonał swój roczny plan" i do końca roku będą kłopoty z finansowaniem bieżących potrzeb państwa. Wprawdzie w sierpniu dochody budżetu były lepsze, wkrótce rząd triumfalnie ogłosi, że deficyt spada, ale częściowo wynika to z finansowania wydatków poza rachunkowością budżetową, czego przykładem była dodatkowa dotacja do górnictwa węglowego. Na bieżącym rachunku obrotów z zagranicą powiększa się dziura, która sięgnąć może w końcu roku 6-7 proc. PKB. Podobny deficyt miało kilka krajów, które przed dwoma laty przeżyły kryzys finansowy. Ostatnia niepokojąca wiadomość to szybki przyrost kredytów konsumpcyjnych - o 1/3 w porównaniu z ubiegłym rokiem. Te kredyty, rzecz jasna, przyspieszają wzrost gospodarczy. Coraz większa ich część idzie na przykład na zakup mieszkania, a zatem pobudza produkcję budowlaną. Ale jeszcze bardziej pobudza import i tym samym powiększa dziurę w bilansie handlowym. Mimo że gospodarka rośnie wolniej, Polacy nie chcą zrezygnować z konsumpcji. Po to by ją przyspieszyć, bierzemy kredyty, a nasze bankowe oszczędności rosną znacznie wolniej. Coraz wyraźniej żyjemy na kredyt - my jako gospodarstwa domowe i my jako kraj. Na krótką metę wzrost konsumpcji powinien pobudzać wzrost gospodarczy, ale negatywne tego skutki w postaci rosnącego ujemnego salda obrotów bieżących są dla wszystkich oczywiste.Polska gospodarka boryka się dziś z podwójnymi problemami. Narastającym napięciom towarzyszy gasnące tempo wzrostu. To stwarza niewygodny dylemat. Działania na rzecz utrzymania równowagi mogą łatwo zgasić rachityczne oznaki wzrostu gospodarczego, które pojawiły się w połowie roku. Dlatego Rada Polityki Pieniężnej nie reaguje na wzrost kredytów konsumpcyjnych oraz wzrost deficytu budżetowego podniesieniem stóp procentowych lub stopy rezerw obowiązkowych. Z drugiej strony, pole dla działań pobudzających gospodarkę przez wzrost popytu globalnego jest przy obecnym poziomie nierównowagi małe. Istnieją natomiast możliwości działań propodażowych i na nich polityka gospodarcza powinna się skupić. Możliwe jest całe spektrum posunięć, które przyczyniłyby się do zmniejszenia kosztów w przedsiębiorstwach, pobudziłyby konkurencyjność, przyspieszyłyby restrukturyzację firm. Taki pakiet propodażowy powinien zawierać propozycje obniżenia podatków (batalię o to Ministerstwo Finansów stoczy we wrześniu), obniżenie ceł i większe otwarcie naszej gospodarki na konkurencję zagraniczną, obcięcie dotacji do państwowych przedsiębiorstw i przeznaczenie zaoszczędzonych środków na rozwój infrastruktury. Działania propodażowe nie przyniosą natychmiastowego efektu w postaci przyspieszenia wzrostu PKB, ale pozwoliłyby stworzyć zdrowe podstawy wzrostu na wiele lat.
WITOLD GADOMSKI
publicysta "Gazety Wyborczej"