Wczorajsza sesja przyniosła pogłębienie spadków, choć jednocześnie skłonność do sprzedaży mierzona wielkością obrotów wyraźnie zmalała. Niemniej z technicznego punktu widzenia indeks WIG po wcześniejszym przełamaniu linii trendu wzrostowego z października zeszłego roku w ujęciu logarytmicznym naruszył również wspomniany trend na skali arytmetycznej. W układzie tygodniowym natomiast wzrost presji strony podażowej spowodował w ostatnim okresie zagrożenie pokonania dość ważnego obszaru wsparcia, jaki tworzy okno hossy z połowy czerwca br. w przedziale ok. 16 300-16 550 pkt. Taki scenariusz mógłby z kolei okazać się jednym z sygnałów zapowiadających dalsze pogorszenie koniunktury i znacznie zniwelowałby możliwość kontynuacji, w krótkim okresie, głównego trendu na rynku. Niezbyt korzystnie sytuacja wygląda zresztą nie tylko z technicznego punktu widzenia. Nie widać bowiem przesłanek, które mogłyby zachęcić inwestorów do kupowania papierów z perspektywą dłuższą niż kilka sesji. Na rynku pojawił się ponadto nastrój zniecierpliwienia, a co gorsza, najbardziej wyraziście przejawiało się to na spółkach o dużej kapitalizacji, co może sugerować dalszy odpływ kapitału zachodniego. Takie wrażenie dodatkowo wzmacnia zupełny bark korelacji zachowań naszego parkietu z rozwojem koniunktury na rynkach rozwiniętych, a także skala ostatniego osłabienia złotego. Sam fakt osłabienia złotego nie musi być jednak odbierany negatywnie. Tańszy złoty sprzyja bowiem eksporterom, a to może w efekcie zaowocować również poprawą ujemnego salda obrotów bieżących, które, jak się wydaje, jest największym zagrożeniem i istotnym czynnikiem ryzyka. Uspokajająco zabrzmiały również wczorajsze wypowiedzi prezes NBP dotyczące prawdopodobnego osiągnięcia w 1999 roku ok. 4% wzrostu PKB.
.