To, co działo się ostatnio ze złotym, może być podręcznikowym przykładem wpływu polityki na finanse. Najpierw osłabiło go wystąpienie Jerzego Kropiwnickiego, który przedstawił czarną prognozę krótkoterminową - bardziej pesymistyczną niż niezależne instytuty badawcze. Złoty ostro poleciał w dół.Kropiwnicki tłumaczył się, że swą prognozę oparł na pracy analityków Rządowego Centrum Studiów Strategicznych i nie jest jego winą, że obraz gospodarki nie jest pogodny. Ale bardziej wnikliwi obserwatorzy nie mieli wątpliwości - Kropiwnicki jest w ostrym konflikcie z wicepremierem Balcerowiczem i chętnie odnotowuje porażki polityki makroekonomicznej. Nikt zresztą nie uważa Kropiwnickiego za poważnego analityka finansowego. Od 10 lat jest zawodowym politykiem.Dlaczego zatem finansiści poważnie potraktowali prognozę szefa RCSS i zareagowali na nią ucieczką od złotego? Dlatego, że kłótnie w rządzie zwiększają ryzyko polityczne. Wyraźnie spadła wiarygodność polityki gospodarczej rządu, którego dwóch ważnych członków znajduje się w jawnym konflikcie.Kolejne obsunięcie złotego wiązało się z nieskutecznymi staraniami rządu zreformowania podatków. Obniżenie stawek PIT i CIT wpłynie na stan gospodarki w długim okresie, ale nie ma znaczenia dla bieżącej sutuacji finansów państwa. Nerwowa reakcja rynków finansowych wynikała z pogłosek o możliwej rezygnacji Leszka Balcerowicza ze swej funkcji. Wicepremier stwierdził publicznie, że pozostanie w rządzie uzależnia od przyjęcia ustaw podatkowych w wersji Ministerstwa Finansów. Stał się zakładnikiem Komisji Finansów Publicznych, która od pięciu miesięcy grzebie się z podatkami, psując po drodze wiele zapisów projektu rządowego.Ale reakcja rynków finansowych wskazuje, że jednocześnie zakładnikiem komisji stał się złoty. Rynki te, z reguły nie interesujące się bieżącymi gierkami polityków, zaczęły z uwagą śledzić poczynania sejmowej komisji i koalicjantów. Złoty poszedł w górę, gdy koalicja doszła w sprawie podatków do porozumienia. Teraz wszystko zależy od skuteczności komisji, zmuszonej do wykonania w tydzień pracy, której wcześniej nie wykonała przez kilka miesięcy. W nadchodzącym tygodniu znów czeka nas huśtawka nastrojów, a co za tym idzie - kursu złotego.Gdyby całą sprawę rozpatrywać w kategoriach czystej gry politycznej, najwięcej powodów do zadowolenia ma L. Balcerowicz. Uzyskaliśmy dowód na to, że rynki finansowe ufają wicepremierowi, a jego odejście będzie oznaczało podkopanie wiarygodności polityki gospodarczej rządu. Nawet jeśli ktoś nie zgadza się z polityką Balcerowicza i uważa reakcję finansistów za irracjonalną, związek między obecnością wicepremiera w rządzie i wiarygodnością polityki gospodarczej został udowodniony.Tymczasem sam Balcerowicz coraz częściej jest krytykowany nie tylko przez populistów, ale i zwolenników zdrowej polityki finansowej. Głównym powodem jest nieprzejrzystość finansów publicznych, która sama w sobie jest przyczyną gorszych notowań rządu. Wprawdzie reakcja finansistów na pogłoski o możliwej dymisji Balcerowicza wskazuje, że wicepremier wciąż stanowi dla nich gwarancję solidności finansów, ale jest też faktem, że rosnąca dziura w FUS i kasach chorych, a także finansowanie niektórych wydatków państwa przez Agencję Rozwoju Przemysłu sprawia, że obraz finansów publicznych jest nieprzejrzysty.Niezwykle kontrowersyjna była nowelizacja ustawy emerytalnej, zezwalająca na zwiększenie dotacji budżetowych do FUS. Dla ekonomisty czy prawnika sprawa była oczywista i karygodna - zwiększono deficyt, w dodatku z pominięciem ustawy budżetowej. Polityk, choćby był wybitnym ekonomistą, sprawę widzi nieco inaczej - rozwiązano kolejny problem polityczny i społeczny - oczywiście kosztem pogorszenia przejrzystości finansów publicznych.Podobne kompromisy są nieuchronną ceną za pozostawanie w rządzie i realizowanie przynajmniej części dobrego programu gospodarczego. Wydarzenia ostatniego tygodnia wskazują, że finansiści kompromisy takie akceptują. Czas pokaże, czy rzeczywiście warto było płacić ich cenę.

WITOLD GADOMSKI,

PUBLICYSTA "GAZETY WYBORCZEJ"