Giełdowa hossa w USA skierowała olbrzymie środki do branż technologicznych, co dałogospodarce taką przewagę, że innym krajom będzie bardzo trudno dorównać Ameryce
Pod takim tytułem dotyczącym amerykańskiej gospodarki "The Financial Times" opublikował artykuł Davida Hale'a, głównego ekonomisty Zurich Financial Services. Poniżej - obszerne fragmenty tego opracowania.
ZagrożeniaPowszechnie uważa się, że głównym ryzykiem grożącym światowej gospodarce jest możliwość dużej korekty na amerykańskim rynku akcji. Obawy te oparte są na tym, że rynek ten w ostatnich latach odnotował olbrzymie wzrosty i odgrywa teraz o wiele większą rolę w gospodarce USA niż kiedykolwiek wcześniej. Kapitalizacja rynku akcji stanowi już ponad 150% PKB wobec przeciętnej dla 60 lat na poziomie 49%. Szacuje się, że prawie 45% Amerykanów ma akcje, bezpośrednio lub poprzez udział w programach emerytalnych, podczas gdy w latach 50. mniej niż 5%.Najbardziej widocznym efektem giełdowego boomu jest znaczne wzbogacenie się sektora gospodarstw domowych. Od wielu kwartałów w USA obserwuje się gwałtowny wzrost wydatków konsumpcyjnych, co jest wynikiem wpływu wzrostu kursu akcji zarówno na zamożność gospodarstw domowych, jak i na zaufanie konsumentów. Stopa oszczędności spadła do poziomu najniższego od lat 30. Jednocześnie deficyt rachunku bieżącego wzrósł prawie do 4% PKB, podczas gdy jego poprzednie maksimum z 1987 r. wynosiło 3,5%.To połączenie rosnących kursów akcji, olbrzymich wydatków konsumpcyjnych i dużego deficytu rachunku bieżącego spowodowało obawę, że amerykańska gospodarka weszła w stadium bańki mydlanej, co w latach 80. stało się udziałem Japonii i samych USA w 1929 r. O ile takie obawy są zrozumiałe, to rzeczywistość jest nieco inna. Obecny boom giełdowy jest bowiem częścią o wiele szerszych procesów, polegających na realokacji globalnych zasobów w wyniku zakończenia zimnej wojny, rosnącej roli w gospodarce technologii informatycznej i tego, że to amerykańskie spółki przodują w stosowaniu tej technologii.Wbrew powszechnej opinii, wcale nie ma w ostatnich latach inflacji aktywów na amerykańskich giełdach. Większość spółek z indeksu S&P500 od 1998 r. odnotowała spadek kursów akcji lub jedynie niewielki wzrost. Poza tym nie obserwuje się teraz widocznego wzrostu odroczonych płatności lub kredytów bankowych zaciąganych na sfinansowanie giełdowych spekulacji. W 1929 r. odroczone płatności, czyli zakupy w części kredytowane przez biura maklerskie, stanowiły równowartość 18% kapitalizacji giełdy i 15% PKB, podczas gdy teraz nie sięgają nawet 1,5%.Technologiczny boomObecna hossa na giełdach bierze się przede wszystkim z gwałtownego wzrostu kapitalizacji sektora technologicznego. Od początku lat 90. zwiększyła się ona z 300 mld USD do 4,5 bln USD. Powstałe w wyniku tego bogactwo spowodowało z kolei konieczność nowego określenia cykliczności amerykańskiej gospodarki, co łączy w sobie znaczny wzrost inwestycji przy spadających cenach sprzedaży produkowanych wyrobów. Ponadto w dającej się przewidzieć przyszłości nie widać końca obecnego cyklu wzrostowego, najdłuższego w historii USA w czasie pokoju. Rewolucja technologiczna bowiem rozwinęła wiele samonapędzających się czynników wzrostu, które są widoczne zarówno na rynkach finansowych, jak i w całej gospodarce.Po pierwsze, niesłychanie zwiększyły się możliwości pozyskania kapitału przez małe spółki z sektora technologicznego. W 1999 r. z pierwotnych ofert publicznych wpłynęło do tych spółek 69,2 mld USD, a w całej minionej dekadzie 350,8 mld USD. Po drugie, łatwość, z jaką małe spółki wchodzą na rynek publiczny, zachęciła do o wiele większego zaangażowania się w nie funduszy venture capital. Tylko w I półroczu 1999 r. zainwestowały one 25 mld USD, a więc dwa razy więcej niż w całym 1998 r. Ok. 2/3 tych środków skierowano do sektora technologii informatycznej, a 73% - w spółkI internetowE.W rezultacie udział branży technologicznej w amerykańskim rynku kapitałowym wzrósł z 10% na początku lat 90. do p33% obecnie. Kapitalizacja sektora technologicznego w USA przekracza teraz 3 bln USD, a dla porównania - cały światowy przemysł wydobywczy jest wart na giełdach 350 mld USD. Sam Microsoft ma już kapitalizację w wysokości 535 mld USD, co czyni z niego pierwszą amerykańską spółkę, która jest warta więcej niż PKB Kanady.W wielu innych najbogatszych krajach sytuacja ta wygląda zupełnie inaczej. Sektor IT w Niemczech stanowi zaledwie 5,1% kapitalizacji tamtejszego rynku, 9,4% we Francji, 4,9% w Wielkiej Brytanii i 15% w Japonii. Kraje, w których udział sektora IT w kapitalizacji rynkowej jest porównywalny z amerykańskim, to Kanada (29%), Tajwan (21,9%), Szwecja (38,2%) i Finlandia (ponad 50%).W wyniku gruntownych zmian w branżowym składzie rynku kapitałowego i gwałtownego zwiększenia liczby i wartości pierwotnych ofert publicznych, amerykańska gospodarka mogła dokonać realokacji zasobów na wielką skalę z tradycyjnych branż do sektorów o szybkim wzroście powiązanych z technologią informatyczną i internetem.Korzysta cała gospodarkaWpływ rewolucji technologicznej jest też jednak coraz bardziej widoczny w całej gospodarce. Wydatki na badania i rozwój w USA znowu wzrosły do poziomu 2,7% PKB po spadku do 2,4% w połowie lat 90. W 1999 r. wydano ok. 140 tys. patentów - o 29% więcej niż w 1997 r. i o 55% więcej niż w 1990 r. Branża IT przyciąga też coraz więcej talentów. Prawie połowa doktorantów w USA broni teraz prace z przedmiotów technicznych, podczas gdy pod koniec lat 70. było to ok. 35%. Od 1990 r. ok. 1/3 wzrostu gospodarczego USA pochodzi z inwestycji wobec zaledwie 1/6 w całej drugiej połowie XX wieku. Udział technologii informatycznej w całej produkcji sprzedanej wzrósł do 5,8%, z 3,3% w 1992 r.Wpływ technologii na gospodarkę zwiększył wydajność do tego stopnia, że obecnie stało się możliwe osiąganie wyższych stóp wzrostu bez zwiększania inflacji. Większość zarządu Rezerwy Federalnej jest już zgodna co do tego, że optymalne tempo bezinflacyjnego wzrostu gospodarczego wynosi obecnie 3-3,5% wobec zaledwie 2-2,5% jeszcze kilka lat temu.Amerykański Kongres stara się wesprzeć boom technologiczny łagodząc ograniczenia imigracyjne. Dzięki temu limit wiz ze zgodą na pracę zwiększono z 60 do 115 tys. Do podjęcia takiej decyzji w decydującym stopniu przyczynił się lobbing prowadzony przez branżę technologiczną, bo w wyniku jej szybkiego rozwoju w USA zaczęło brakować pracowników o odpowiednich kwalifikacjach, a poza tym imigranci już teraz odgrywają ważną rolę w centrach technologicznych, takich jak Seattle czy Dolina Krzemowa.Z opracowania kalifornijskiego Public Policy Institute wynika, że imigranci z Chin i Indii są obecnie prezesami 2775 spółek stanowiących 24% wszystkich firm nowoczesnej technologii w Dolinie Krzemowej. W latach 1995-98 utworzyli oni 29% nowych firm z tej branży w Dolinie, wobec 12% na początku lat 80.Amerykańska lekcjaStanom Zjednoczonym trudno byłoby sfinansować szybki wzrost branży IT bez hossy na giełdzie, gdyż spółki z tego sektora potrzebują kapitału akcyjnego, a nie pochodzącego z kredytów. USA mogą odgrywać czołową rolę w tej dziedzinie dzięki temu, że stosunek kapitalizacji rynkowej do wielkości aktywów bankowych wynosi tam jak 3:1. Natomiast w Japonii i w krajach kontynentalnej Europy aktywa bankowe są na ogół 3 do 5 razy większe od kapitalizacji rynkowej. Rozwój niemieckiego Neuer Markt czy takich spółek, jak japoński Softbank wskazuje, że inne kraje mogą w przyszłości dorównać USA, ale na razie jeszcze im do tego daleko. W 1998 r. inwestycje funduszy venture capital w Europie wyniosły 6,8 mld USA, w Japonii ok. 6,7 mld USD, a w USA przekroczyły wartość 100 mld USD.Nietrudno jest stworzyć scenariusze, według których na amerykańskich giełdach dojdzie do korekty i obniży się tempo wzrostu gospodarczego. Rezerwa Federalna będzie w tym roku podnosiła stopy procentowe co najmniej 2 lub 3 razy, aby obniżyć tempo wzrostu gospodarczego do 3%. W wyniku giełdowego boomu w amerykańskiej branży technologicznej jest tak wielka konkurencja, że wiele spółek może mieć niezadowalające wyniki, a ich kursy gwałtownie spadną.Ale główna lekcja z amerykańskich doświadczeń ostatnich lat polega na tym, że dynamiczny rynek giełdowy może odegrać wielką rolę w mobilizowaniu kapitału i realokacji zasobów z wolno do szybko rozwijających się sektorów. Giełdowy boom dał amerykańskiej gospodarce olbrzymią przewagę i innym krajom będzie bardzo trudno dorównać Stanom Zjednoczonym, dopóki ich giełdy nie zaczną promować energii przedsiębiorców i twórczej destrukcji.
opr. J.B.