Trzeba było aż sześciu lat, by indeks rynku podstawowego pokonał swój historyczny szczyt z czasów wielkiej hossy. Trudno było jeszcze kilka dni temu oczekiwać, że nastąpi to tak szybko. Wielki styl, w jakim rynek pokonał tę barierę, niesie w sobie jednak poważne zagrożenie dla krótkoterminowych perspektyw dalszych wzrostów. Osiągnięcie celu podziałało na inwestorów otrzeźwiająco. Choć nie brak podstaw do kontynuacji hossy, to trudno znaleźć wytłumaczenie dla tak intensywnego ruchu cen w górę. Bardzo przykrą niespodziankę stanowiły wyniki deficytu obrotów bieżących. Choć nie można ich demonizować, jednak jest to bardzo poważny sygnał ostrzegawczy, którego nie powinien lekceważyć żaden inwestor. Dopóki klimat inwestycyjny jest dobry, kapitał zagraniczny będzie chętnie kupował nasze akcje, ale gdy tylko nieco się pogorszy, to właśnie takie jednostkowe czynniki decydować będą o kolejności opuszczania poszczególnych rynków.W mojej opinii, rynek przez jakiś czas będzie teraz aklimatyzował się do nowej sytuacji i możemy mieć w najbliższym czasie do czynienia z dość gwałtownymi wahaniami cen i nastrojów, jednak bez zagrożenia dla trendu średnioterminowego. Inwestorzy o mocnych nerwach i dużej dozie szczęścia mogą nieźle zarobić na tych ruchach, lecz ci, którzy z natury nie wygrywają czwórek w totka, powinni dość ostrożnie wyzbywać się akcji - moim zdaniem, potencjał rynku w horyzoncie kilku miesięcy daleki jest jeszcze od wyczerpania i chęć zarobienia kilku procent może oznaczać stratę atrakcyjniejszej sposobności.