Rada Polityki Pieniężnej niespodziewanie podniosła stopy procentowe. Podwyżka jest niewielka, ale zaskakująca. Nie spodziewało się jej wielu analityków, którzy byli zdania, że po znaczącej podwyżce w ubiegłym roku stopy są już na wystarczająco wysokim poziomie. Przeważa opinia, że decyzja RPP była podyktowana nie tyle obawą przed rosnącą inflacją, ile przed ogromnym deficytem obrotów bieżących. Wyniki bilansu płatniczego zostaną ujawnione dopiero w tym tygodniu, ale RPP wcześniej znała wstępne dane, które zapewne są rozczarowujące. Jeżeli tak rzeczywiście jest, to mamy poważny problem. Wyniki obrotów z zagranicą nie poprawiły się ani pod wpływem poprzedniej wysokiej podwyżki stóp, ani na skutek lepszej koniunktury gospodarczej w Europie Zachodniej. Znaczna depercjacja złotego, jaka nastąpiła w 1999 roku, także nie miała pozytywnego wpływu na eksport i nie hamowała w wystarczającym stopniu importu. W dodatku, rekordowo wysokiemu deficytowi obrotów bieżących w 1999 roku towarzyszyło osłabienie tempa wzrostu PKB. W tym roku wszyscy się spodziewają, że PKB wzrośnie szybciej, a zatem nierównowaga w obrotach z zagranicą może jeszcze się pogłębić. Wątpliwe, by dalsze podnoszenie stóp procentowych dało pozytywny efekt, a kto wie, czy nie da efektu ujemnego. Problem w tym, że w systemach ekonomicznych zmiana jednego parametru powoduje rozmaite efekty, czasami wzajemnie sprzeczne. Ekonomiści nie potrafią jednoznacznie przewidzieć, który efekt okaże się silniejszy i przeważy. W pracy trzech amerykańskich ekonomistów Cavesa, Frankela i Jonesa "Handel i finanse międzynarodowe" podane jest zestawienie wyników symulacji 11 renomowanych instytutów międzynarodowych, dotyczące wpływu na gospodarkę światową sytuacji, gdy zmienia się polityka fiskalna USA (następuje wzrost deficytu fiskalnego o 1 punkt procentowy). W pewnych sprawach instytuty są zgodne - wszystkie na przykład twierdzą, że nastąpi pogłębienie deficytu na rachunku bieżącym USA (choć nie są jednomyślne w ocenie skali zjawiska). Różnią się natomiast w ocenie skutków walutowych, inflacyjnych i produkcyjnych w USA i na świecie. Powód jest oczywisty - badacze stosują nieco odmienne, choć niewątpliwie podobne do siebie modele makroekonomiczne. Modele te są szacowane na podstawie stale uaktualnianych danych, a zatem powinny przynajmniej w dłuższym czasie upodabniać się do siebie. I pewnie tak się dzieje. A mimo to nie są identyczne.W teoretycznym modelu, podniesienie stóp procentowych ma oczywisty wpływ na rachunek bieżący. Stanowi zachętę dla oszczędzania i zniechęca do inwestycji. Z tego punktu widzenia powinno wpływać na poprawę sytuacji w wymianie z zagranicą. Ale w Polsce od wielu lat utrzymują się bardzo wysokie realne stopy procentowe - wyższe niż w większości krajów Europy Środkowej. A mimo to stopa oszczędzania jest niska i ma tendencję spadkową. Nie wiadomo zatem, czy i w jaki sposób oszczędności i kredyty zareagują na podniesienie stóp. W dodatku podniesienie stóp wpływa także na umocnienie waluty krajowej, a zatem tańsze stają się dobra z importu, co może skłaniać do ich większej konsumpcji w kraju, czyli negatywnie oddziaływać na bilans wymiany handlowej. Nie zapominajmy wszakże i o tym, że aprecjacja lub deprecjacja waluty nie ma jednoznacznego wpływy na bilans obrotów handlowych, o czym mówi tzw. warunek Marshalla-Lernera. Skoro ubiegłoroczna deprecjacja złotego nie stymulowała eksportu, to może aprecjacja, która czeka nas w najbliższych miesiącach, nie wpłynie negatywnie na bilans. Można tezę taką stawiać, choć trudno ją udowodnić.Modele makroekonomiczne, którymi posługują się instytuty do prognozowania sytuacji w Polsce, są zapewne mniej dokładne od tych, które opisują trzej amerykańscy naukowcy. Nie kwestionuję profesjonalizmu polskich instytutów, lecz trzeba wziąć pod uwagę szczupłość danych, jakimi dysponują. W dodatku polska gospodarka wciąż jest niestabilna, co oznacza, że wielki wpływ wywierają na nią czynniki "dyskretne", które z trudem dają się umieszczać w modelu - na przykład opór niektórych branż, w których dominuje państwowa własność, przed dostosowaniem się do warunków rynkowych. Być może klucz do poprawy bilansu obrotów bieżących leży w samych firmach, ciągle w dużej mierze państwowych i niekonkurencyjnych na rynku europejskim. Działania w sferze polityki pieniężnej niewiele tu pomogą.

Witold Gadomski publicysta "Gazety Wyborczej"