Japonia odkrywa handel w internecie
W czerwcu ubiegłego roku Sony wypuścił na rynek elektroniczne psy. Wabiły się Aibo, czyli Partner, kosztowały po 2 tys. USD i były dostępne tylko w internecie.
Ku własnemu zdumieniu wszystkie 3 tys. tych "zwierząt" Sony sprzedał w ciągu zaledwie 20 minut. Incydent ten zwiastował rewolucję w japońskim handlu detalicznym. Teraz firma zamierza powtórzyć sukces z Aibo uruchamiając internetowy sklep z wyrobami elektronicznymi SonyStyle.com. To najnowsze posunięcie koncernu, mające na celu wprowadzenie go na dobre w wiek internetu.Decyzję w tej sprawie podjął osobiście szef grupy Noboyuki Idei i może ona mieć daleko idące konsekwencje. Występuje bowiem ryzyko, że SonyStyle.com. zniszczy sklepy detaliczne należące do tej firmy. A jeśli tak, będzie to oznaczało konieczność gruntownej racjonalizacji niewydajnego japońskiego handlu detalicznego, hurtowego i całej branży dystrybucji. - Jeśli tylko jedną rzecz internet zrobi w Japonii - i to może być jego jedyne dokonanie - to ostatecznie zniszczy bizantyjski japoński system dystrybucji. I to byłoby już duże osiągnięcie - powiedział pewien bankowiec inwestycyjny w Tokio.Podjęcie decyzji o wprowadzeniu sprzedaży internetowej było stosunkowo łatwe dla Sony, bo w całej Japonii koncern ma ok. 2000 sklepów ze swoimi wyrobami. Ale na przykład Matsushita ma 20,5 tys. własnych sklepów. Jeszcze niedawno takie sklepy należały do cenionych aktywów w kraju, gdzie supermarkety są rzadkością, a parkowanie jest prawie niemożliwe. Ale teraz te same sklepy w coraz większym stopniu traktowane są jak uciążliwe zobowiązanie. - Matsushita nie może uwolnić się od swoich sklepów. Od wielu lat współpracuje z tymi detalistami i musi ich wspierać - powiedział Takatoshi Yamamoto, analityk z Morgan Stanley Dean Witter.Przy bocznej uliczce w tokijskiej "elektronicznej" dzielnicy Akihabara jest dwupiętrowy sklep Yoshiba Elektric, sprzedający wyłącznie wyroby Sony. Jego kierownika, Akiyoshi Ishige, bardzo niepokoi zaangażowanie się tego koncernu w internet. Jak długo ma nadzieję jeszcze prowadzić biznes? - Rano tego dnia, kiedy ogłoszono owe plany, odwiedził mnie człowiek z Sony i powiedział, że wszystko będzie w porządku - odpowiada Ishige. - Ale wcale mnie to nie uspokoiło. Tak dużo ludzi kupuje teraz komputery i podłącza się do internetu.Jeszcze do niedawna Japonia wlokła się w tyle peletonu pędzącego do cyberprzestrzeni. Było to spowodowane stosunkowo niewielką liczbą domowych komputerów i wysokimi kosztami połączenia z internetem. Ale dzięki spadkowi cen komputerów i pojawieniu się nowych sposobów dostępu do sieci (choćby przez telefony komórkowe) liczba internautów ma wzrosnąć w tym roku do 29 mln, z 9 mln przed trzema laty.Według rządowych szacunków, do 2002 r. wartość sprzedaży za pośrednictwem internetu osiągnie 1,62 bln jenów (15,1 mld USD). Spółki przygotowują się więc do sprostania temu popytowi. Ale najpierw będą musiały coś zrobić ze swoim własnym tradycyjnym systemem dystrybucji towarów. Na przykład koncern motoryzacyjny Toyota w swoim sklepie internetowym gazoo.com sprzedaje... żywność i artykuły papiernicze, a nie może zdecydować się na sprzedawanie w nim samochodów, by nie zrujnować sieci dealerów.- Kontrolujemy 40% japońskiego rynku motoryzacyjnego i nie sądzimy, by wejście z tym towarem do internetu mogło zwiększyć naszą sprzedaż. Ale gazoo.com pozwala nam zorientować się, jak działa ten biznes i budować internetową świadomość w całym koncernie - powiedział Paul Nolasco z zarządu Toyoty.Tradycyjne spółki z branży nieruchomości zdają sobie sprawę, że ignorowanie internetu może okazać się luksusem, na który już ich nie stać. Mnóstwo nowych firm jest też gotowych rzucić wyzwanie wielkim producentom i przejąć ich rynki zbytu.Wielu tych sieciowych nowicjuszy ma siedziby w Shibuya, najmodniejszej młodzieżowej dzielnicy Tokio. Tam mieszczą się też biura Rakuten, największego japońskiego sieciowego handlowca, który prowadzi 2 tysiące sklepów online. Szefirmy, 34-letni Hiroshi Mikitani, mówi, że spółka dostaje dziennie co najmniej 8 nowych zgłoszeń. Rakuten jest trzecim pod względem popularności internetowym adresem w Japonii, z 3 milionami klientów dziennie i miesięcznymi przychodami na poziomie 1,5 bln jenów, przy czym co miesiąc zwiększają się one o 20-30%. - Internetowy biznes przypomina gorączkę złota z poprzedniego stulecia. Spodziewałem się tego, rzuciłem więc pracę konsultanta i założyłem Rakuten - mówi Mikitani.Szacuje się, że to internetowe złoto za trzy lata będzie miało wartość 1% dochodów pozostających w dyspozycji gospodarstw domowych - według ostrożnych prognoz japońskiego ministerstwa handlu międzynarodowego i przemysłu - i aż do 10% zdaniem Thomasa Rhodesa, analityka internetowego w Nikko Salomon Smith Barney. Przewiduje on, że większość transakcji w sieci będzie dotyczyła podróży, komputerów osobistych i rozrywki.I chociaż wielu przedsiębiorców ma nadzieję, że ich nowe firmy będą miały znaczny udział w tym internetowym biznesie - taki jak Amazon.com. ma w Stanach Zjednoczonych - to wcale nie znaczy, że osiągną to wiernie naśladując północnoamerykańskie wzorce. Oto na przykład japońskie sklepy z dużym wyborem towarów i wydłużonym czasem otwarcia, zwane tam conbini, wynalazły własny sposób na zastosowanie internetu w swojej działalności. Na podstawie "Financial Times"Opr. J.B.dokoczenie na str. 16dokończenie ze str. 15Ponieważ wielu Japończyków wciąż boi się używać kart kredytowych w internecie, klienci mogą złożyć zamówienie za pośrednictwem sieci, a później odbierają zakupy w swoich sklepach - conbini czynne są całą dobę. W rezultacie takie spółki, jak 7-Eleven, Family Mart, CircleK., Sunkus i Lawson stały się placówkami dystrybucji i przyjmowania pieniędzy klientów, którzy wolą płacić gotówką. Ostatnio coraz więcej sieci sklepów wielobranżowych ogłasza plany poszerzenia roli izb rozliczeniowych dla transakcji online i przekształcenia się w sieciowych detalistów. W styczniu 7-Eleven razem z Sony, NEC, Nomura Research i Japońskim Biurem Podróży utworzyły internetowy sklep 7dream.com. Spółka będzie sprzedawała online płyty, zdjęcia cyfrowe, wycieczki, bilety na koncerty, książki i usługi samochodowe. Z kolei Sunkus, Family Mart i CircleK. nawiązały współpracę z internetowymi spółkami inwestycyjnymi Hikari Tsushin i Softbank, kierowaną przez Masayoshi Sona, najbardziej znanego japońskiego przedsiębiorcę internetowego. Zamierzają uruchomić econbini, sieciowy sklep spożywczy, który będzie sprzedawał i dostarczał prawie 4 tysiące towarów.Z rozwoju internetowego handlu mogą też skorzystać spółki zajmujące się bezpośrednimi dostawami, takie jak Yamato Transport. - Wzrost zakupów robionych za pośrednictwem sieci zapewne przyczyni się do wyraźnego ożywienia rynku dostaw domowych, na którym Yamato ma silną pozycję - powiedział Osuke Hazaki, analityk z japońskiego biura banku Schroders. Yamato ma ogólnokrajową sieć przystosowaną do dostarczania przesyłek pocztowych, ale teraz może ona być używana również do obsługi klientów sklepów internetowych.Najbardziej jednak na internetowej rewolucji w handlu powinni skorzystać japońscy konsumenci, od dawna przyzwyczajeni do wysokich cen. - Wspaniałą cechą internetu jest jego anonimowość - mówi Kathty Matsui, strateg z Goldman Sachs. - Wszędzie można robić zakupy nie narażając się na sklepowe awantury. To będzie wielka ulga i na pewno zwiększy siłę nabywczą konsumentów.Niemniej mogą pojawić się pewne granice rozwoju internetowego handlu. Nowoczesna Japonia zawsze miała skłonność do ulegania przelotnym modom. Na początku lat 90. boom przeżywała sprzedaż wysyłkowa, ale trwał on krótko. Nie wiadomo też, czy starsi Japończycy, a jest ich proporcjonalnie coraz więcej w tamtejszym społeczeństwie, zechcą zamienić realne sklepy na wirtualne. Zresztą nawet młodzi ludzie często traktują wyprawę na zakupy jako zjawisko społeczne. Natomiast japońscy detaliści sieciowi muszą wypracować strategie generowania zysków, które byłyby do zniesienia przez klientów, a więc muszą zakładać niskie opłaty za wejście do internetowych sklepów.Zdaniem Hiroshi Mikitani z firmy Rakutena, na nowym rynku detalicznym będą działali zarówno sprzedawcy sieciowi, jak i tradycyjni. Taka ogólnikowa opinia jest typowo japońskim sposobem unikania konfrontacji, ale zarówno spółki nieruchomościowe, jak i nowe firmy internetowe są przekonane, że zakupy w Japonii już nigdy nie będą takie jak dotychczas. nNa podstawie "Financial Times"
Opr. J.B.