Inwestowanie za granicą
Przepływy kapitałowe na świecie są coraz szybsze i co najważniejsze coraz prostsze. To co było niewykonalne piętnaście lat temu, wydawało się niemożliwe przed dziesięciu laty, zaś pięć lat temu można było przyjmować z niedowierzaniem ? w tej chwili staje się coraz bardziej realne. Zamówienie książek w największej internetowej księgarni Amazon.com zajmuje mi dziesięć minut. Do polskiej granicy zamówiona książka dociera w ciągu dwóch dni. Później co prawda zaczynają się schody, ale ostatecznie wybrana pozycja trafia do mnie. Wszystko jest jak najbardziej legalne. Nieco gorzej sytuacja wygląda na rynku kapitałowym. Jeden z największych amerykańskich brokerów oferuje usługę kupna akcji przez internet. Wypełnia się odpowiedni formularz i w ciągu tygodnia otrzymujemy aplikację zatytułowaną ?5 łatwych kroków do otwarcia rachunku?. Wypełniamy aplikację już w zaciszu domowym. Jej kluczowym elementem jest oryginalny podpis. Później wysyłamy ją z powrotem do USA. Informację o otwarciu konta otrzymujemy na skrzynkę e-mail. Do tej pory wszystko jest w porządku, lecz właśnie zaczynają się kłopoty. Polski obywatel nie może bez zezwolenia dewizowego uzyskanego w NBP otwierać rachunków w zagranicznych bankach (tylko w ten sposób możemy zasilić rachunek u brokera). Niby nie może, ale te pieniądze można wywieźć. Sposób trudniejszy ? wycieczka za granicę i otwarcie rachunku, sposób prostszy, ale wymagający kontaktów ? szukamy zaprzyjaźnionej osoby posiadającej rachunek bankowy za granicą, który służy jako łącznik. Prawdopodobnie przy kwotach rzędu 10 000 USD nikt nie będzie się zajmował śledzeniem takich transferów.To nie koniec zmagań z polskim prawem. W myśl ustawy o publicznym obrocie, obywatel polski może nabywać akcje spółek notowanych w krajach OECD przez polskie biuro maklerskie. Pomijam tu poziom usług i oferty. Zwrócę tylko uwagę na wymagania i koszty. Wymagania rodzimych maklerów to kilkadziesiąt tysięcy złotych na rachunku, minimalna wartość prowizji ok. 300 zł. Wymagania amerykańskiego brokera internetowego ? dowolnie mała kwota dolarów przy rachunku akcji, 2000 dolarów przy rachunku akcji z krótką sprzedażą i opcjami, prowizja 12 dolarów (na rynku terminowym wymagania są wyższe). A tak na marginesie ? dzięki ofercie Amerykanów ? możemy obserwować notowania w czasie rzeczywistym, zaś po złożeniu zlecenia jego realizacja następuje w ciągu 1-10 minut ? naszą ofertę sami wprowadzamy do terminala. Najważniejsze narzędzie to myszka. Wystarczają 3 kliknięcia, aby przeprowadzić i potwierdzić transakcję. KPWiG nie jest w stanie sprawdzić, czy takie transakcje się odbywają. A ma to miejsce już dość często.Sprawa wyjątkowo świeża ? duża reklama prasowa koncernu IBM propagująca usługi e-biznes: ?Kiedy miał 19 lat, zaczął grać na giełdzie i zarobił na opłacenie studiów. Kiedy miał 20 lat zaczął grać na giełdzie przez internet i za 10 ? proc. prowizję zarządzał pieniędzmi kolegów. Kiedy miał 24 lata, kupił serwer IBM i założył własne biuro maklerskie w internecie?. Wszystkim pukającym się w czoło wyjaśniam, że reklama pojawia się w polskiej prasie. Zastanawiam się czy IBM nie namawia do łamania prawa. W Polsce NIE MOŻNA zarządzać odpłatnie cudzymi pieniędzmi bez odpowiedniej licencji. W tekście reklamy nie wyjaśniono czy osoba posiada licencję, czy nie. Jednak fakt, że były to pieniądze kolegów raczej to wyklucza.W celu wyjaśnienia ? bliższe mi jest stanowisko IBM niż KPWiG.
Grzegorz Zalewski