Znów mówi się o debiutach giełdowych w branży IT

Za 10 lat prawdopodobnie około 20% konsumenckich wydatków będzie dokonywane za pośrednictwem internetu ? prognozował Warren Clark, były doradca ds. komunikacji i informacji w amerykańskim departamencie stanu na konferencji ?Wpływ technologii informacyjnych na rozwój gospodarki państwowej?. Fakt, że przeciętny amerykański konsument spędza w sieci więcej czasu, niż poświęca na lekturę codziennej gazety, uznał on za znamienny sygnał dla reklamodawców.

Do końca tego roku wydatki na reklamę on-line w USA pochłoną 5 mld USD ? 3% całkowitych nakładów na reklamę. Amerykański segment B2C w 2000 r. to około 40 mld USD, B2B ? ponad 100 mld USD.Europejski e-commerce próbuje dorównać zaatlantyckiemu. Podlega ciągłym zmianom, a ? przede wszystkim ? rośnie. Do grona typowo internetowych spółek prowadzących działalność komercyjną on-line dołączają ? i mają o wiele lepsze wyniki ? duże tradycyjne firmy. Szef inkubatora internetowego Harpal Randhawa nazywa to zjawisko ?zemstą gigantów?. Ekspansja e-commerce jest widoczna nie tylko w liczbie graczy, ale i we wzroście przychodów z tej działalności.W Europie ożywia się B2BSkalę zaufania, jakim obdarowano nową gospodarkę, może charakteryzować osiągnięta w Wielkiej Brytanii i Niemczech łączna ? 87,5 mld euro ? cena licencji na telefonię trzeciej generacji. Sztokholm i Kista, Cambridge, Karlsruhe i Monachium, francuska Sophia Antipolis i fińska Oulu, to miniaturowe krzemowe doliny. Z kolei europejskie stolice ? zdaniem Andersen Consulting ? przekształciły się w ogromne ? jak nigdy do tej pory ? źródło venture capital.W pierwszej fazie rozwoju e-commerce (gorączka dotcomów) uwaga wszystkich była skoncentrowana na sektorze business-to- -customer (B2C). Po wiosennej tegorocznej korekcie nie obserwowano już jednolitej tendencji, ale zauważalne stało się ożywienie w sektorze B2B. Zarówno w przypadku B2C, jak B2B Europa nadal pozostaje w tyle w stosunku do rynku amerykańskiego, ale w nadchodzących trzech latach ? mówią dane eMarketer ? udział Starego Kontynentu w światowym e-commerce ma się zwiększyć ponaddwukrotnie. W 2000 r. udział naszego kontynentu w globalnym zarówno B2C, jak i B2B, wyniesie 14%. Amerykański B2C stanowi 67%, a B2B 76% sektora w skali świata.Wiosenna korekta przerzedziła rynekNa przełomie marca i kwietnia Nasdaq, FT-SE 100 Info Tech i Euro Neuer Markt zanotowały znaczne spadki, będące skutkiem utraty zaufania do akcji spółek IT ze strony inwestorów. W tym samym czasie Dow Jones i FT-SE 100 poszybowały w górę, gdy inwestorzy przekonfigurowali portfele i lokowali środki w tradycyjne spółki. Koniec tej tzw. dotcomowej gorączki okazał się punktem zwrotnym dla europejskiego e-commerce. Wciąż powracającą falę bankructw rozpoczął Boo.com. Zaraz potem odwołano lub przesunięto w czasie większość giełdowych debiutów.Wiosenna korekta nie tylko była nieunikniona, ale także korzystna ? twierdzą analitycy. Pozwoliła wyodrębnić spośród ?irracjonalnej obfitości? spółki, których mocną stronę stanowił stabilny model działania. Doceniono na nowo tradycyjne podejście do biznesu, zakładające osiągnięcie celu i dbałość o klienta. Umiejętność formułowania strategii, strukturyzacja i realizacja kontraktów i połączeń, doświadczenie w zarządzaniu kapitałem oraz doświadczenia marketingowe okazały się niezbędne w zarządzaniu e-businessem.dokończenie na str. IIdokończenie ze str. IWiększość dotcomów upadła właśnie z powodu nieumiejętnego zarządzania, jedynie niektóre ? z powodu błędnego od początku pomysłu. Nowa ? typowo internetowa ? spółka musiała także zbyt duże środki wyłożyć na promocję nikomu nie znanej marki. Nie debiutowała przy tym samotnie. Towarzyszyły jej setki podobnych, bo bariery ustawowe były łatwe do pokonania. Po nieudanym giełdowym debiucie dotcom musiał w dalszym ciągu prowadzić rekrutację pracowników i budować firmę. Następnym krokiem świadczącym o niezbyt mocnym zapleczu kapitałowym były i są w dalszym ciągu redukcje miejsc pracy.Mimo wiosny 2000 większość spółek ? bez rozgraniczenia na dotcomy i spółki tradycyjne ? nie podjęła radykalnych kroków rewolucjonizujących działalność firmy, ani nie zrezygnowała z wykorzystywania e-commerce. Boo.com zapowiada swój powrót. Aż 95% dotcomów (według AC, ?Connecting the dots??) twierdzi, że ich plany strategiczne nie uległy zmianom. Taką postawę reprezentuje także 93% dużych tradycyjnych firm.Co dalej?Dynamika wzrostu e-commerce w Europie nie spadnie. W kilku nadchodzących latach będzie wyższa niż w USA, gdzie sektor e-commerce zaczyna nieco wyhamowywać. Nie zostanie odcięty dopływ kapitału. Najważniejsze kryteria, których spełnienie będzie decydowało o pozyskaniu inwestora, to: zyskowność (teraźniejsza lub potencjalna) i doświadczenie menedżerów.Następną cechą charakterystyczną e-commerce będzie zwiększający się udział w tym rynku firm tradycyjnego modelu. Zarządy odrzucają dotychczasowy sceptycyzm, którego wyznawcy twierdzili, że i tak niesatysfakcjonująca sprzedaż on-line musi doprowadzić do zmniejszenia przychodów z działalności w rzeczywistości off--line. W ten sposób do rozwiązań internetowych podchodził np. Barnes & Noble, którego wyniki są często zestawiane z Amazonem. Obserwatorzy rynku twierdzą jednak, że podstawową przyczyną obaw tradycjonalistów była niewielka znajomość preferencji klientów oraz stosunkowo duże zaangażowanie kapitału w zarządzanie i dystrybucję kanałami off-line.Okazuje się jednak, że to właśnie takie firmy, o dobrej pozycji i stabilnej organizacji, ze swoimi lojalnymi klientami i rozpoznawalną marką mogą w pełni korzystać z e-commerce. Coraz więcej firm zmusza swoich partnerów i dostawców do kooperacji za pośrednictwem sieci internetowej, wdrażając systemy e-procurement. General Motors zapowiedział już, że w przyszłości będzie partnerował jedynie tym spółkom, które prowadzą swoją działalność on-line. 70% dystrybutorów Siemensa kontaktuje się z firmą i działa przez internet. Firmy paliwowe, takie jak BP, Shell i inne stworzyły wspólną platformę, w ramach której działa globalna giełda. Swoje e-targowisko utworzyło sześć największych na świecie linii lotniczych (wartość transakcji opiewa na 32 mld USD rocznie). Boeing, Lockheed Martin, BAE Systems i Raytheon stworzyły własne e-targowisko w marcu: transakcje kupna w skali roku opiewają na 120 mld USD, a swój akces zgłosiło ponad 37 000 dostawców.Powstanie podobnych organizmów w wielu innych branżach (także w sektorze detalicznym B2C) nie oznaczało jednak nowego etapu rewolucji i całkowitego wyparcia oryginalnych internetowych dotcomów. Duzi gracze przejmowali cierpiące niedostatek firmy internetowe z ich kapitałem w postaci doświadczenia i innowacyjności. Przejście od rozdrobnionego rynku do ?aglomeracji? e-targowisk to jeden z etapów konsolidacji, którą widać także i w polskim internecie.Wciąż przybywa internautówNieunikniony wzrost e-commerce to także wypadkowa niepodlegającego wątpliwości wzrostu liczby użytkowników internetu. W Europie Zachodniej odsetek ten zbliża się coraz bardziej do liczby osób posiadających dostęp do internetu w USA. Do tej pory dostęp do sieci w dużym stopniu był z kolei wypadkową wzrostu sprzedaży i penetracji rynku komputerów osobistych. Ostatnio do głosu dochodzą coraz częściej nowe rozwiązania w postaci interaktywnej telewizji cyfrowej (IDTV) i telefonów komórkowych (WAP, GPRS).Fakt, że tradycyjne firmy w dużym stopniu będą oddziaływać na całokształt sektora e-commerce doprowadzi do powstania kolejnej zależności ? twierdzi Andersen Consulting. Każdy wzrost w sektorze B2C będzie z całą pewnością poparty odpowiednim wzrostem w sektorze B2B. Dodatkowego rozmachu będą musiały w takiej sytuacji nabrać zarówno dostawa, logistyka i pozostałe elementy składające się na proces zarządzania firmą. Goldman Sachs szacuje, że w ciągu 3?4 lat nastąpi 20-krotny wzrost transakcji B2B. Morgan Stanley Dean Witter twierdzi, że wartość tych transakcji do 2004 r. będzie stanowić 15% wszystkich kontraktów handlowych gospodarki europejskiej.600 000 wakatów w branży ITRozwój e-commerce uzależniony jest też w dużej mierze od wykwalifikowanej kadry menedżerskiej. W Europie brakuje obecnie 600 000 profesjonalistów z branży IT. Niektórzy analitycy twierdzą jednak, że deficyt ten może do roku 2003 osiągnąć 2 miliony osób (IDC 2000). Polskiemu e-commerce potrzeba 150 000 profesjonalistów, w tym: 30 000 inżynierów informatyków ? doszła do wspólnego wniosku kadra zarządzająca działających na naszym rynku spółek tej branży w czasie konferencji ?E-commerce: możliwości, praktyka, koszty?. Według danych Andersen Consulting, do państw najbardziej dotkniętych brakami kadrowymi w branży IT należą w Europie: Wielka Brytania, Irlandia, Belgia i Węgry. Szczególnie dotkliwie odczuwają niedobór specjalistów dotcomy (60%). Datamonitor policzył, że udział sektora IT w europejskim produkcie brutto do roku 2002 wyniósłby 1,5% ? pod warunkiem, że Unia Europejska zapewni firmom sektora 1,7 mln profesjonalistów. Niemcy otworzyły swoje granice dla 30 000 wyszkolonych pod kątem branży osób i oferują im czasowe zezwolenia na pracę.W pewnym stopniu odpowiedź na zapotrzebowanie rąk do pracy ze strony branży IT w Europie i USA stanowią Indie ze 133 000 wyszkolonych profesjonalistów rocznie. Stany Zjednoczone swoją pozycję zawdzięczają w dużej mierze emigrantom z Indii i Chin.Venture Capital chętnie inwestująRozwój e-commerce stymuluje ciągła gotowość ze strony finansowych partnerów. Największe inwestycje ? wynika z raportu PricewaterhouseCoopers przygotowanenego na zlecenie EVCA ? poczyniono na pierwszym etapie rozwoju i ekspansji firm: wzrost był ponad trzykrotny ? z 2,9 mld euro w 1998 r. do 8,4 mld euro w 1999 r. Na pierwszym miejscu pod względem inwestycji tego typu uplasowała się Wielka Brytania: 2,2 mld euro aż w 40% stanowią środki z odsprzedaży opcji menedżerskich (MBO). Niemieckie fundusze private equity zainwestowały w IT 1,4 mld euro (w 1998 r. było to odpowiednio 0,7 mld euro), we Francji był to już tylko 1 mld euro, a w Holandii o połowę mniej.Rok 1999 przyniósł bowiem Europie wybuch dostępności venture capital. Amerykańskie fundusze, takie jak Benchmark Capital, Draper Fisher Jurvetson, GE Capital i Carlyle Group otworzyły swoje paneuropejskie filie. Od czerwca 2000 r. europejskie fundusze venture capital zgromadziły ok. 16 mld euro. Niektóre z nich mają typowo europejski rodowód. Należą do nich: Atlas Ventures, 3i i Advent Venture Partners (Wielka Brytania), Earlybird (Niemcy) i Excel Partners (Hiszpania). Europejskie Stowarzyszenie Venture Capital (EVCA) szacuje, że w 1999 r. w Europie zainwestowany kapitał funduszy typu private equity wyniósł 25 mld euro, co oznacza 74-procentowy wzrost w porównaniu z rokiem 1998.Dobra matka giełdaPowstanie europejskich indeksów branży high-tech, a także silne tendencje konsolidacyjne ze strony już istniejących światowych giełd (Londyn, Frankfurt i Nasdaq) pozytywnie oddziałują na płynność aktywów spółek sektora. Sytuacja ta stwarza funduszom venture capital możliwość wyjścia z inwestycji. Pierwszą giełdą nowej gospodarki w Europie był francuski Nouveau Marche, który zainicjował swoją działalność w 1996 r. Obecnie, najbardziej dojrzałym rynkiem tego typu jest niemiecki Neuer Markt, który od 1997 r. poszerzył swój indeks do 310 firm ? ich kapitalizacja rynkowa to ponad 190 mld euro. Europejskie giełdy high-tech prowadzą łagodną politykę i coraz częściej ułatwiają debiutantom dostanie się na parkiet. LSE zniosła wymagane dotąd 3 lata obecności na giełdzie, natomiast zarządzająca Stokholm Stock Exchange (SSE) grupa OM i amerykański bank inwestycyjny Morgan Stanley Dean Witter ogłosiły otwarcie wirtualnego europejskiego rynku papierów wartościowych pod nazwą Jiway.Rozwojowi europejskiego e-commerce sprzyjają ? wciąż w niewystarczającej liczbie ? inicjatywy kręgów rządowych. Europejski Bank Inwestycyjny rozdysponuje właśnie drugą transzę kredytu w wysokości 1 mld euro, jako zaplecze dla operacji venture capital. Dodatkowo na inwestycje w wybrane obszary sektora (badania i rozwój, sieci IT) udostępnia program kredytowy w wysokości od 12 do 15 mld euro. Fundusz venture capital rządu francuskiego dysponuje środkami w wysokości 1 mld FRF.

Boo.com ogłosił swoją upadłość 17 maja tego roku. Jesienią wraca na rynek. Nie będzie jednak samodzielną spółką. Nowym właścicielem boo.com jest fashionmall.com Inc., brytyjski internetowy dom mody, który ma nadzieję na nowo wypromować markę kojarzoną z klęską. Boo.com będzie adresem witryny prezentującej najnowsze trendy mody. ? Nigdy nie jest za późno, aby stać się tym, czym miało się kiedyś być ? twierdzi Kate Buggeln, prezes odrodzonego boo. Jako doradca ds. handlu detalicznego odegrała ona znaczną rolę podczas postępowania upadłościowego boo.com. Fashionmall, wirtualna witryna sklepowa, wydała ponad 400 000 USD na wyprzedawane w maju znaki handlowe, nazwy domen i inne aktywa bankruta (w tym: czcionkę charakterystyczną dla boo.com, 40 000 kółek frisbee oraz cyfrową maskotkę: Panią Boo). Kupując boo fashionmall.com kupił jedną z najlepiej rozpoznawalnych marek na świecie.

Urszula Zielińska