Fundusze inwestycyjne w naszym kraju nie mają łatwego życia. Chodzi o brak nawyku aktywnego oszczędzania, a tym bardziej lokowania środków na rynku kapitałowym, niski poziom wiedzy na temat funduszy i możliwości, jakie one dają. Ponadto dochodzi do tego bessa z 1994 r., która zraziła wielu inwestorów, przepisy ograniczające możliwości działania, brak polityki państwa wspierającej tę formę inwestowania, konkurencja towarzystw ubezpieczeniowych, które oferują również ubezpieczenia z tzw. funduszem inwestycyjnym. W ciągu kilku pierwszych lat funkcjonowania rynku kapitałowego z trudnościami tymi borykał się osamotniony Pioneer. Później zaczęły powstawać nowe fundusze, podejmując wysiłek edukowania polskich ciułaczy i zdobywania tego potencjalnie dużego i obiecującego, lecz mocno uśpionego rynku.Popularność funduszy wzrastała bardzo powoli. Wartość zarządzanych przez nie aktywów niewiele się zmieniała, mimo że funduszy wciąż przybywało. Barierę niemal nie do przejścia stanowiła kwota miliarda dolarów. Wartość aktywów przypadających na jeden fundusz stawała się coraz mniejsza. Najbardziej tracił na tym Pioneer, którego udział w rynku wciąż się obniża. Mimo to jego szefowie nie tracą dobrego samopoczucia. Świadczą o tym wypowiedzi Marka Żytniewskiego, wiceprezesa zarządu Pioneer PPTFI SA, zawarte w wywiadzie udzielonym miesięcznikowi ?Rynek Kapitałowy?. Najbardziej charakterystyczne są dwie: ?Uważam, że fundusze inwestycyjne w Polsce czeka wspaniała przyszłość. Fundusz jest instrumentem, który jest tym atrakcyjniejszy, im dłużej się inwestuje. Na tę wspaniałą przyszłość przyjdzie nam jednak jeszcze trochę poczekać.? oraz ?Polityka inwestycyjna każdego z funduszy w danej klasie jest porównywalna, zarządzający zwykle mają podobne doświadczenie. Z punktu widzenia klienta funduszu sam moment nabycia [jednostek uczestnictwa] nie jest taki istotny, ponieważ tak naprawdę nie ma złego okresu na zainwestowanie w fundusz. Zawsze po drodze są jakieś dołki i górki. O sukcesie decyduje moment umorzenia?.Czekanie na wspaniałą przyszłość trwa już dość długo i patrząc na wyniki finansowe towarzystw jest to dość kosztowne (wszystkie ponoszą straty). Nie można wykluczyć, że część z nich dojdzie do wniosku, że czekanie na zyski przez kolejne osiem czy dziesięć lat może być nieopłacalne i ich liczba zacznie się zmniejszać.Druga teza, mówiąca, że zawsze jest dobry czas na inwestowanie w fundusze, może być dla wielu inwestorów mocno kontrowersyjna, zaś mówienie, że sami są sobie winni, umarzając jednostki w nieodpowiednim momencie, może być odebrane jako ponury żart.Niedawno okazało się, że słowa prezesa Żytniewskiego w kwestii wspaniałej przyszłości zaczynają się ziszczać. W sierpniu wartość aktywów netto wszystkich działających na naszym rynku funduszy inwestycyjnych osiągnęła rekordowy poziom 4,7 mld zł, czyli licząc w dolarach przekroczyła po raz pierwszy w historii 1 mld USD. Czyżbyśmy więc mieli do czynienia z przełomem? Jakiż to czynnik spowodował wzrost zainteresowania funduszami? Poprzednio bywało tak w okresie hossy na rynku akcji. Teraz jednak o żadnej hossie nie może być mowy. Mamy do czynienia z najdłuższym w historii naszej giełdy okresem marazmu. Co jest zatem źródłem sukcesu funduszy inwestycyjnych? Jest nim stosunkowo nowy wynalazek o nazwie fundusz dywidendowy. To właśnie tego typu fundusze cieszą się szczególnym powodzeniem podmiotów prawnych. Wiąże się to z korzyściami podatkowymi ? zysk z tytułu posiadania ich jednostek uczestnictwa jest opodatkowany niżej (20%) niż wynosi ?zwykła? stopa podatku dochodowego (30%). Przepisy te będą obowiązywały jedynie do końca bieżącego roku. W przyszłym roku pewnie ciąg dalszy drogi ku wspaniałej przyszłości obędzie się bez pieniędzy w nie zaangażowanych.Mam wrażenie, że droga ta byłaby o wiele krótsza, gdyby TFI więcej uwagi poświęciły rozpoznawaniu potrzeb niesfornych i niedouczonych potencjalnych klientów oraz kreowaniu nowych, atrakcyjnych produktów. Fundusze dywidendowe są najlepszym przykładem skuteczności tego typu myślenia. Na szczęście nie jedynym. W ostatnim czasie pojawiło się kilka ciekawych propozycji i wciąż planowane są nowe. Wystarczy wymienić tu fundusze o elastycznej strukturze aktywów, indeksowe, w tym przyjmujące jako stopę odniesienia indeksy zagraniczne, które dopuszczają inwestowanie w instrumenty pochodne, inwestujące w zagraniczne papiery wartościowe. I wszystkie one powstały jeszcze przed zbliżającą się nowelizacją ustawy o funduszach inwestycyjnych, co wskazuje, że ograniczenia formalne aż tak bardzo nie przeszkadzały.Pewnie długo jeszcze nie osiągniemy poziomu USA, gdzie funduszy jest kilka tysięcy i prawie połowa gospodarstw domowych posiada ich jednostki uczestnictwa. Sądzę jednak, że wcześniej możliwe byłoby osiągnięcie równie mało prawdopodobnej do niedawna sytuacji, gdy jednostki funduszy znalazłyby się w portfelach naszych inwestorów giełdowych.
ROMAN PRZASNYSKI