Dobre dane o inflacji zrobiły swoje. Już na otwarciu byliśmy 7,3% powyżej parytetu, w porównaniu z 7,2% w poniedziałek. Ponieważ jednocześnie osłabiło się euro, za dolara trzeba było zapłacić 4,115 złotego, czyli tyle samo, ile dzień wcześniej.

W następnych godzinach obserwowaliśmy systematyczny wzrost kursu złotego. Popyt na obligacje powodował coraz większe zainteresowanie polską walutą. Około 11.00 osiągnęliśmy 4,10, po czym nastąpiła stabilizacja. Po południu, gdy działalność rozpoczęli inwestorzy amerykańscy, w ciągu kilkunastu minut przesunęliśmy się na 4,09. Było to około 7,8% powyżej parytetu, wróciliśmy więc do poziomów z końca grudnia. Po korekcie z pierwszych dni stycznia (spowodowanej głównie kłopotami budżetowymi i wyraźnym spadkiem południowoafrykańskiego randa) nie ma już śladu. Skończyliśmy na 4,093.Bardzo ciekawa sytuacja panuje na rynku eurodolara. Coraz większa liczba inwestorów zadaje sobie pytanie, czy wspólna waluta znowu spadnie poniżej 90 centów.We wtorek prawie przez cały dzień za euro płacono mniej, niż w poniedziałek na zamknięciu (0,942). W pewnym momencie osiągnęliśmy nawet 0,9387. Pod koniec notowań wróciliśmy co prawda w okolice 0,9415, ale nie było widać optymizmu na rynku.Na rynku papierów skarbowych również bez niespodzianek. Ceny wzrosły wyraźnie. Popyt wywołany większym od oczekiwań spadkiem inflacji był na tyle duży, że z łatwością pokrył wystawiane oferty sprzedaży, wynikające z realizacji zysków spekulacyjnych. Za pięciolatka trzeba było zapłacić 86,50 zł, o 30 groszy więcej, niż wczoraj.Członkowie Rady Polityki Pieniężnej przestrzegają, że spadek inflacji nie oznacza bardzo szybkiej obniżki stóp procentowych. Mimo to optymizm rośnie. W tej chwili oczekuje się, że do zmiany polityki może dojść w lutym lub w marcu.Jutro poznamy informacje o produkcji przemysłowej i o PPI w grudniu. Pamiętajmy, że grudzień 2000 r. miał o dwa dni robocze mniej niż grudzień 1999 r., co przekłada się na prawie dziesięcioprocentową różnicę w produkcji. Jeśli więc okaże się, że wskaźnik jest ujemny, nie musi to oznaczać niczego złego. Chyba że spadek będzie kilkunastoprocentowy. Rynek oczekuje także spadku PPI. W tym przypadku jednak byłby on wskazany. Jeśli ceny produkcji osiągnęły poziom poniżej 7% rok/rok, oznacza to, że w następnych miesiącach presja na CPI (czyli na inflację) będzie niższa. W takiej sytuacji może być kontynuowany proces kupowania papierów skarbowych, a więc i umacniania się złotego. Skala zjawiska nie będzie jednak zbyt duża. Do większych ruchów powinno dojść dopiero na początku lutego, kiedy zostaną opublikowane dane o grudniowym deficycie obrotów bieżących.