Euro kosztuje zaledwie 75 centów amerykańskich, co do pasji doprowadza przywiązanych do wartości obywatelirepubliki federalnej,którzy na ołtarzu miękkiej jak wosk wspólnej walutyzłożyli przecież twardą markę.Żeby ochłonąć, wychodzą na ulice żądając głowy Wima Duisenberga (na fot.), nie spełniającego oczekiwań Holendra kierującego (z niemieckiej głównie łaski) Europejskim Bankiem Centralnym. Postulaty nie pozostają bez echa, a w fotelu prezesa EBC sadowi się Hans Tietmeyer, były szef Bundesbanku. Taki właśnie scenariusz zapisany jest w kryształowej kuli Byrona Wiena, słynącego z pesymizmu stratega czołowego banku inwestycyjnego Morgan Stanley Dean Witter.Eurobyki pieszczą inną wizję. Jeden z nich, Teun Draaisma, pobiera pensję z tej samej kasy, co Wien. Uważa on mianowicie, że zanim wybije półrocze 2001 euro wzniesie się na poziom parytetu i osiągnie wynik remisowy w rywalizacji z dolarem. Krótko mówiąc 1:1.Wiele będzie zależeć od kondycji gospodarczej w Stanach i Eurolandzie oraz od poziomu stóp procentowych. Sytuacja zmienia się z dnia na dzień. Współczesny świat zaskakuje nagłymi kryzysami i jeszcze szybszymi efektami kuracji.W omawianym przypadku raz dominują eurooptymiści zapewniający, że dzięki wewnętrznemu popytowi Unia może posuwać się do przodu nawet wówczas, kiedy Ameryka ostro przyhamuje, innym razem donośniej rozbrzmiewają trąby sceptyków. Ich zdaniem, zorientowane na eksport gospodarki państw UE nie poradzą sobie, jeśli coś złego zdarzy się za oceanem.Duisenberg już od dość dawna cieszy się tytułem prezesa EBC, ale niektórzy wpływowi Amerykanie wciąż udają, że nie wiedzą, kto rządzi tą instytucją. Ostatnio wyjaśnienie tej kwestii wziął na swoje barki ?The Wall Street Journal?.Jego reporter G. Thomas Sims zapuścił się we frankfurckie zaułki, gdzie mieści się główna kwatera EBC, i przelał na papier, co następuje: w obrocie publicznym ten drugi po amerykańskim Fed bank centralny świata jest kojarzony z niesforną białą grzywą Wima Duisenberga, ale Holender nie ma tak silnej pozycji jak Greenspan. Musi podobno dzielić się władzą i wpływami z siedmioma innymi osobistościami. Sims wymienia Holendra Nouta Wellinka, Portugalczyka Vitora Constancio, Fina Matti Vanhale, Francuza Jean-Claude Tricheta, Włocha Tommaso Padoa--Schioppa, Niemca Ottmara Issinga i Finkę Sirkkę Haemaelaeinen.EBC ? jak wiadomo ? ma pilnować euro i inflacji. Wspólna waluta nie ma jednak prawdziwej ojczyzny, która stanęłaby za nią murem, a inflacja ma ich wiele. Ta ostatnia najlepiej ma się w najdynamiczniej rozwijającej się Irlandii, a najgorzej ? we Francji i Austrii. W sumie ma się średnio na poziomie 2,6%.Problem Duisenberga i jego współpracowników polega na tym, że różnice w poziomie inflacji zamiast maleć od kilku lat powiększają się. EBC nie może wziąć się za inflację tam, gdzie jest najwyższa, podwyższając stopy i nie ryzykując przy tym spadku dynamiki wzrostu PKB w innych, np. we Francji czy Niemczech. Z kolei z redukcją oprocentowania wiąże się niebezpieczeństwo wzrostu inflacji.Ten dylemat przynajmniej częściowo tłumaczy długotrwałą nieobecność EBC w dziele przycinania stóp. W kwestii łagodzenia polityki pieniężnej został zdystansowany nie tylko przez Fed, ale wiele innych banków centralnych od Australii i Filipin, po Danię i Węgry. Podobnie jak nasza RPP, czeka na bardziej czytelne sygnały.
Wojciech Zieliński