Rynek w ostatnim czasie wykazuje wyjątkową słabość i aż trudno oswoić się z myślą, że od momentu kiedy 5 lutego tego roku anulowany został trend wzrostowy, jesteśmy prawie o 1000 pkt. niżej. Tak szybka i dość niespodziewana przecena indeksu WIG rodzi poważne obawy o notowania w przyszłości. Prawdopodobnie wielu inwestorów w momencie kiedy rynek dokonał pierwszego poważnego spadku tego krytycznego dnia nie zdecydowała się na sprzedaż akcji. Dosłownie na palcach jednej ręki można by policzyć płynne papiery, na których zamykanie pozycji wtedy odbyło się w komfortowych warunkach realizacji godziwych zysków. A później było tylko coraz gorzej. Ceny niższe, a strach, że sprzeda się przysłowiowy dołek, coraz większy. Dlatego z emocjonalnego punktu widzenia przesłanki do kontynuacji spadku są. Po prostu dużo ludzi ma jeszcze akcje.Ostatnie informacje z dziedziny makroekonomii też nie wróżą dobrze rynkowi. Co prawda, mamy komentowany już wielokrotnie pozytywny trend spadkowy deficytu obrotów bieżących oraz inflacji. Jednak niewielka z tego pociecha. Dobre dane na temat eksportu, które poprawiają znacznie wyniki wspomnianego deficytu, są już powszechnie znane, natomiast zbijanie inflacji odbywa się kosztem spadku PKB w kolejnych kwartałach. To właśnie ów wysoki koszt walki z inflacją stanowi podstawową bolączkę naszego rynku i spędza sen z powiek zarządzających. Jeśli RPP przesadzi w swoim uporze zwalczania inflacji, to cały rok 2001 będzie na giełdzie dość kiepski. Generalnie spodziewam się, że rynek nadal będzie zachowywał się dość słabo, a testowanie dołka z 13 października 2000 r. jest bardzo prawdopodobne.