Osłabienie dolara i dużo mniejszy od oczekiwań wzrost zapasów ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych sprawiły, że ceny tego surowca poszły wczoraj w górę o przeszło 3 proc., do prawie 105 USD za baryłkę. Po kilku dniach na minusie nastroje znów się więc poprawiły, ale o nowe rekordy może nie być łatwo.

Dolar dużo stracił wczoraj do euro po korzystnych doniesieniach z Niemiec (wzrost indeksu Ifo) oraz wypowiedziach szefa Europejskiego Banku Centralnego Jeana-Claude?a Tricheta, który rozwiał nadzieje na obniżki stóp procentowych w eurolandzie. Osłabienie dolara zwykle zachęcało inwestorów do zakupów surowców, notowanych właśnie w walucie amerykańskiej, i nie inaczej było też tym razem. Dodatkowym bodźcem do zakupów stał się raport amerykańskiego Departamentu Energii. Okazało się, że w zeszłym tygodniu zapasy ropy w USA niespodziewanie wzrosły jedynie o 88 tys. baryłek, zamiast 1,8 mln baryłek prognozowanych przez analityków. Taki wynik nie świadczy jednak o zwyżce popytu, bo był głównie efektem zmniejszenia importu (o 6 proc.).

Po ostatniej równie silnej jak wczorajsza zwyżce cen ropy (poprzedni wtorek) spadały one potem przez trzy kolejne sesje. W poniedziałek wynosiły niewiele ponad 100 USD. Obawy o stan światowej gospodarki będą pchać notowania ropy w dół i właściwie jedyną nadzieją posiadaczy długich pozycji jest dalsze osłabianie się dolara. Po południu naszego czasu na rynku nowojorskim płacono po 104,89 USD za baryłkę surowca z dostawą w maju. Dzień wcześniej kosztowała 101,22 USD, a tydzień wcześniej 104,48 USD.

Parkiet