O 16 proc., do poziomu najwyższego od początku lat 90., wzrosła na Wyspach w pierwszym kwartale liczba wniosków o przejęcie domów w związku z opóźnieniami spłaty kredytów hipotecznych. Rząd ma się zastanowić, jak pomóc kredytobiorcom nieradzącym sobie z obsługą zobowiązań.
Z danych Departamentu Sprawiedliwości wynika, że banki złożyły 38,7 tysiąca takich wniosków, stanowiących pierwszy etap procedury odebrania nieruchomości niesolidnym kredytobiorcom. Natomiast liczba stanowiących ostatni element tej procedury pozytywnych orzeczeń sądowych zwiększyła się jeszcze mocniej, bo o 17 proc., do 27,5 tys. przypadków.
Taka sytuacja martwi brytyjskie władze. Nie zamierzają jednak czekać bezczynnie. Minister budownictwa Caroline Flint stwierdziła, że rząd zaoferuje bezpłatną pomoc prawną osobom z zaległościami. Będzie też szkolić kolejne osoby pomagające w wychodzeniu z długów.
Przyczyną problemów jest wzrost kosztów finansowania wynikający z globalnego kryzysu kredytowego. Brytyjskie banki wycofały się z najlepszych ofert kredytów hipotecznych, bo same też muszą płacić więcej za pożyczenie pieniędzy na rynku. Trzykrotna obniżka oficjalnych stóp przez Bank Anglii nic nie pomogła. - Trend utrzyma się przez resztę roku. Ludzie zaciągnęli za dużo długów i przyjęli, że ceny domów po prostu dalej będą się piąć - zaznaczył Alan Clark, ekonomista z oddziału BNP Paribas w Londynie. Tymczasem jest inaczej. Według danych banku HBOS, w kwietniu domy były tańsze niż rok wcześniej, co zdarzyło się pierwszy raz od 1996 r.
Wielka Brytania już raz przeżyła krach na rynku nieruchomości. Na początku lat 90. domy taniały przez pięć kolejnych lat.