Szef ministerstwa gospodarki Waldemar Pawlak chce, by kopalnie zwiększyły wydobycie. Ma temu służyć wydłużenie tygodnia pracy kopalni. W ten sposób resort chce pomóc firmom energetycznym odbudować ustawowe zapasy węgla (powinny wystarczać na produkcję energii przez 30 dni). Jednak na razie wicepremier Pawlak nie wskazuje, kto ich nie ma (informacja na ten temat ma być gotowa w ciągu kilku dni), a firmy, do których dzwoniliśmy, do braków się nie przyznają.
Nadwyżka czy niedobór
Pawlak uspokaja, że w polskim systemie energetycznym prądu nie tylko nie powinno zabraknąć, ale jest nawet "wystarczająca" nadwyżka mocy. Dlatego latem awarie ani braki w dostawach nie powinny nam grozić. - System pracuje stabilnie, bez żadnego ryzyka, a awaria w Szczecinie była incydentalna - przekonuje wicepremier.
Problemy mogą pojawić się zimą. Spółki energetyczne nie przestrzegają obowiązku gromadzenia zapasów węgla. Resort szykuje już listę zakładów, które mają braki. Tu jednak pojawia się problem z ustaleniem, kto jest temu winien. - Gdy rozmawialiśmy z elektrowniami, twierdziły, że to kopalnie sprzedają za mało węgla. Gdy spotkaliśmy się z kopalniami, twierdziły, że to energetyka nie odbiera dostaw. Zorganizowaliśmy spotkanie jednych i drugich i usłyszeliśmy, że to kolej nie dostarcza surowca - twierdzi wiceszef rządu.
Dlatego planuje osobiście zainspirować zarówno energetykę, jak i kompanie węglowe do odtworzenia na przyszły sezon zapasów. Mają uzupełnić zapasy wiosną i latem, gdy węgiel jest tańszy. A jeśli produkcja nie będzie wystarczająco szybka, Pawlak zaleca prace w soboty, a nawet w niedziele. - Nie może być tak, że na węgiel jest koniunktura w Polsce i za granicą, a brakuje go, bo kopalnie nie wykorzystują około 28 proc. swoich mocy przetwórczych - mówi wicepremier Pawlak. - Z powodu zaniedbań poprzedniego rządu nie wydobyliśmy planowanych 7 mln ton.