Władze w USA i Europie powinny działać natychmiast

Wywiad "Parkietu" Z Willemem H. Buiterem, profesorem London School of Economics, byłym członkiem Komitetu Polityki Mon etarnej Banku Anglii i byłym głównym ekonomistą EBOiR

Aktualizacja: 12.02.2017 04:36 Publikacja: 30.09.2008 09:52

Czy gospodarka amerykańska i światowa znajduje się w kryzysie najgorszym od depresji lat 30.?

Nie. Przynajmniej jeszcze nie. Mamy do czynienia z ciężkim kryzysem finansowym. Ale realna gospodarka Stanów Zjednoczonych nie została jeszcze poważnie dotknięta. Niemniej może zostać, jeśli problemy z kredytem będą się pogłębiać. To, czy tak się stanie, jest przede wszystkim w rękach władz.

Sądzi Pan, że amerykański rząd oraz Fed stanęły na wysokości zadania?

Dziś jest to raczej kwestia ustawodawcy. W Stanach Zjednoczonych kluczową decyzję przyszło podejmować najpierw Departamentowi Skarbu, a potem Kongresowi. W ogóle główną rolę do odegrania mają w tym momencie kryzysu nie banki centralne - choć wciąż są istotne - a parlamentarzyści.

Czego zatem spodziewa się Pan po Kongresie?

Powinien natychmiast uchwalić coś bardzo bliskiego oryginalnemu planowi pomocowemu, przedstawionemu przez Paulsona. Kongres jest kompletnie oderwany od rzeczywistości, jeśli sądzi, że może tracić czas, starając się przeforsować własne pomysły, dorzucając to i owo, czekając - jak to się mówi - do Bożego Narodzenia. W tej sytuacji Kongres nie może działać na swój zwykły sposób.

Wnioskuję z Pana słów, że dobrze ocenia Pan plan wykupu przez państwo niepłynnych papierów?

Tak, generalnie tak. Problem z tym planem jest jeden: nadzór nad całą operacją. Ta część powinna zostać zmodyfikowana. Nie może być tak, że Departament Skarbu zostanie obdarzony faktyczną kontrolą nad rynkiem papierów dłużnych.

Nie obawia się Pan, że rządowa akcja, której parametry określą politycy, a nie rynek, zaburzy mechanizmy rządzące sektorem bankowym?

To zależy od tego, jak wyceni się kupowane aktywa. Jeśli zbyt wysoko - zniekształcona zostanie ocena ryzyka. Jeśli zbyt nisko - przedsięwzięcie nie pomoże bankom. Obie możliwości byłyby niekorzystne. Trzeba uważać, by nie ośmielić za bardzo banków, a jednocześnie nie przyczynić się do ich katastrofy.

Jak ocenia Pan zachowanie Fedu podczas kryzysu?

Od końca lata Fed zachowywał się w sposób prawidłowy. Dostarczył ogromne ilości gotówki do pozbawionego jej rynku. Ale nie mógł dać systemowi bankowemu tyle kapitału, ile ten potrzebuje. Nie był w stanie przezwyciężyć problemów z wypłacalnością.

Powiedział Pan: od końca lata. Co sądzi Pan o wcześniejszej polityce antykryzysowej Fedu, od roku bazującej generalnie na kolejnych obniżkach stóp procentowych?

Wcześniej używali stóp procentowych jako sposobu walki z kryzysem płynności. To nie jest dobre narzędzie. W tym kontekście prawidłową reakcją było zarządzanie płynnością. Powinni byli na przykład zwiększyć liczbę podmiotów uprawnionych do pożyczania od Rezerwy Federalnej, wydłużyć termin spłaty pożyczek, wprowadzić inne tego rodzaju udogodnienia. A tak, po miesiącach używania stóp procentowych dla nieadekwatnych celów są one na poziomie tak niskim, że nie można by się nimi posłużyć, gdyby amerykańska gospodarka rzeczywiście zwolniła. Zatem w pierwszej fazie kryzysu bank centralny nie poradził sobie dobrze. Jednak od końca lata zaczął się poprawiać.

Czy sądzi Pan, że działania Kongresu i Fedu przywrócą płynność bankom?

Głównego problemu nie stanowi dziś brak płynności. Jest nim bardzo niska wypłacalność. Banki muszą wydatnie wzmocnić swój kapitał. W sektor musi zostać wpompowanych więcej pieniędzy. Plan przygotowany przez administrację to właśnie krok w tym kierunku.

Niedawno wypowiedział się Pan dość krytycznie o postępowaniu Europejskiego Banku Centralnego, który zbyt wysoko wycenia aktywa przedstawiane mu przez banki komercyjne jako zabezpieczenie dla udzielanych im pożyczek. Jak generalnie ocenia Pan politykę EBC w ciągu ostatniego roku?

Znowu ocena nie jest jednoznaczna. Jeśli chodzi o zarządzanie płynnością podczas kryzysu, podjęli właściwe działania. Nie jestem natomiast pewien, czy czynią słusznie, udzielając niektórym bankom pożyczek zabezpieczonych wysoko wycenionymi aktywami. W tej chwili problem sprowadza się do tego, że EBC, dobrze reagując na symptomy kryzysu, jest jednak zbyt hojny. Co może sprawić, że gdy ujrzymy następną odsłonę kryzysu, będzie ona bardziej dotkliwa.

A jak skomentowałby Pan politykę Banku Anglii?

Z początku BoE nie odpowiadał właściwie na oznaki pogarszania się sytuacji - nie zdecydował się na wykonanie mocnego zastrzyku płynności. Specjalny Program Płynności (Special Liquidity Scheme, program umożliwiający bankom i firmom budowlanym wymianę niepłynnych aktywów na brytyjskie obligacje rządowe - red.) jest zbyt ograniczony pod względem zasięgu i innych aspektów. A pożyczki dla banków w dzisiejszej sytuacji nie wystarczą.

Czy wszystkie te działania banków centralnych oraz władz ustawodawczych uchronią najważniejsze gospodarki świata od recesji?

Recesja nadejdzie - najprawdopodobniej w USA, ale także w Wielkiej Brytanii i w Unii Europejskiej. Ale nie będzie to tak ciężka depresja jak w latach 30. O ile władze zdążą wstrzyknąć w systemy finansowe dużo gotówki.

Czyli władze krajów europejskich powinny zdecydować się na podjęcie działań podobnych do planu Paulsona?

W pewnym momencie będą musiały. W Europie sektor bankowy jest znacznie mniej dotknięty kryzysem na rynku kredytów typu subprime, ale widać, że banki wzięły na swe rachunki mnóstwo opartych na nich papierów wartościowych. Europejskie władze miotają się, nie wiedząc, w którym kierunku pójść, ale w końcu mogą się zorientować, że jest już za późno.

Od niedawna o rozluźnieniu polityki monetarnej mówi się również w krajach Europy Środkowej. Czy sądzi Pan, że dla krajów takich jak Polska, Czechy, Węgry to dziś dobre rozwiązanie?

Wiadomo, że stopy procentowe powinny spaść, bo spada inflacja. Ale w obecnych warunkach najważniejsze jest umiejętne zarządzanie płynnością. Jeśli zagraniczne grupy bankowe wpadną w kłopoty, to odczują to i ich polskie spółki córki. A poważne zagrożenia dla stabilności gospodarek istnieją, jak choćby nadmierny boom na rynkach nieruchomości, często finansowany kredytami w obcych walutach. To oznacza, że banki centralne nie mogą skoncentrować się na inflacji i wzroście PKB, bo potencjalnie mogą też zostać zmuszone do obrony waluty. Ryzyko kryzysu istnieje. Osłabienie danej waluty mogłoby uczynić go poważnym.

RozmawiaŁ MichaŁ Kowalczyk

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy