Na światowe rynki powróciła normalność

Dziś możemy się przekonać, ile znaczą teorie powstające w czasie hossy

Aktualizacja: 12.02.2017 03:06 Publikacja: 23.10.2008 08:48

Tytułowe stwierdzenie w obecnej sytuacji może budzić zdziwienie. Jaka normalność, gdy ceny akcji z dnia na dzień zmieniają się po więcej niż 5 proc., rentowność obligacji skacze na sesji po 0,5 pkt proc., a waluty przez parę godzin są w stanie stracić po kilka procent? Jaka normalność, gdy inwestorzy nie patrzą na fundamenty spółek i gospodarek, tylko wyprzedają akcje na ślepo. Jaka normalność, kiedy plany pomocy zamiast pomagać rynkom, jeszcze bardziej je pogrążają?

Rzeczywiście. Na pierwszy rzut oka, zwłaszcza dla osób mniej interesujących się zachowaniem rynków finansowych i inwestowaniem na nich, nie są to naturalne zjawiska. Tym bardziej jeśli skupiamy się jedynie na bieżących wydarzeniach, a tracimy z pola widzenia szerszy kontekst. Natomiast spoglądając na wypadki głównie oczami inwestora, a nie przedsiębiorcy czy ekonomisty, trudno uznawać je za ?nienormalne". Zaskakująca może być siła zjawisk, ale jeśli przyjmiemy, że mamy do czynienia z wydarzeniami występującymi raz na sto lat, to i skala ruchów na rynkach finansowych staje się bardziej zrozumiała. Nie można ich porównywać z tym, co działo się w ostatnich kilkudziesięciu latach, a jedynie z największymi kryzysami w dziejach świata.

Naturalnym zjawiskiem jest, że w miarę trwania trendu zwiększa się zmienność rynków. Inwestorzy są bogatsi o doświadczenia, z których płynie wniosek, że wiara w szybki powrót hossy nie przynosi zysków, w rezultacie skraca się ich horyzont inwestycyjny. Jednocześnie w miarę trwania tendencji coraz więcej osób w nią wierzy, co zwiększa jej dynamikę. Wystarczy wspomnieć odwrotną do aktualnej sytuację z I połowy 2007 r. z naszego parkietu. Notowania szły w górę głównie dlatego, że płynęły ogromne ilości pieniądza na parkiet. Teraz kursy idą w dół, gdyż ten pieniądz odpływa. Wtedy nikomu nie przeszkadzało kupowanie przewartościowanych akcji, teraz niedowartościowanie nie zniechęca do ich pozbywania się.

Trudno być też zdziwionym odwrotem od rynków wschodzących. W trakcie każdej bessy akcje notowane na nich traciły więcej niż giełdy w państwach dojrzałych. Jednocześnie awersja do ryzyka uderzała w obligacje i waluty z emerging markets. W tym kontekście to, co dziś obserwujemy, też nie jest niczym nadzwyczajnym.

Trudno też być zaskoczonym tym, że problemy amerykańskiej gospodarki rozlały się na inne części świata, także na państwa rozwijające się, uznawane za mniej stabilne.

Dziś możemy się przekonać, ile znaczą teorie powstające w trakcie hossy - o strukturalnych zmianach na rynkach surowców, o diametralnej zmianie kondycji fundamentalnej państw rozwijających się, o atrakcyjności złotego i walut w naszym regionie w niespokojnych czasach czy o uniezależnianiu się światowej gospodarki od koniunktury w Ameryce.

Ostatnie wydarzenia są w dużym stopniu pochodną tych błędnych teorii, które doprowadziły do powstania spekulacyjnych bąbli (surowce, waluty naszego regionu, akcje na rynkach wschodzących). Teraz słyszymy syk uchodzącego powietrza. Budzi to rozczarowanie. A ono jest najgorszym zjawiskiem dla rynków finansowych.

Gospodarka
Estonia i Polska technologicznymi liderami naszego regionu
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku