Zgodnie z opublikowanym raportem przygotowanym przez Bank of New York Mellon (BNY Mellon) na rynku nieruchomości w Norwegii zarysowuje się trend, który wcześniej obserwowaliśmy m.in. w Japonii, USA, Irlandii czy Hiszpanii. Od 2006 r. ceny domów wzrosły o niemal 30 proc. Zdaniem analityków może to doprowadzić do powstania bańki spekulacyjnej, co może skończyć się jej spektakularnym pęknięciem i krachem gospodarczym całego kraju.
Wcześniej sytuację dostrzegli analitycy Rezerwy Federalnej z San Francisco. W opublikowanym w czerwcu bieżącego roku raporcie wykazali wiele podobieństw pomiędzy obecną sytuacją w Norwegii, a początkami kryzysu na rynku hipotecznym w USA. WWskazywali na powstanie „irracjonalnie rozrośniętej bańki" na lokalnym rynku, której pęknięcie może wpakować Norwegów w kryzys.
Co na to Oslo?
Norweski bank centralny jest świadom zaistniałego zagrożenia. Nic z nim jednak nie robi. Zapominając o ryzyku powstania bańki na rynku Norwegowie utrzymują stopy procentowe na niezmiennym poziomie 1,5 proc. Dodatkowo informuje, że nie zamierzają zmieniać swojej obecnej polityki pieniężnej aż do wiosny 2013 r. Nagabywani o sytuację na rynku hipotecznym przedstawiciele instytucji nabierają wody w usta i odmawiają komentarza.
W ocenie Neil Mellor, analityka z BNY Mellon, kierownictwo Banku Norwegii zaniedbuje sytuację na rynku nieruchomości, by utrzymać poziom inflacji na stabilnym i niskim poziomie.
- Skupiając się wyłącznie na wskaźnikach dla towarów i usług Bank Norwegii nie reaguje na pojawiające się trendy w sektorze, którego stabilność jest niezbędna dla gospodarki jako całości – stwierdził. – Niskie stopy procentowe, stabilne ceny dóbr konsumpcyjnych oraz rosnące ceny nieruchomości składają się na warunki, w których dług jest gromadzony w coraz szybszym tempie – tłumaczy Mellor i wskazuje, że wraz ze wzrostem cen domów rośnie także zadłużenie gospodarstw domowych.