Gospodarka egipska od dwóch lat z recesji przeszła w stagnację. Zanim wybuchły zamieszki, Bank Światowy przewidywał, że PKB w latach 2013/14 wzrośnie o 3,7 proc, a w kolejnych latach jeszcze przyspieszy. W tej chwili ten scenariusz jest coraz mniej prawdopodobny. Zeszłoroczny PKB wzrósł nie więcej niż 1 proc., czyli tyle samo, ile wyniósł przyrost ludności. Deficyt budżetowy przekracza 11 proc. PKB, spada kurs funta, rośnie deficyt handlowy i na rachunku bieżącym. Oficjalnie stopa bezrobocia wynosi 13 proc., ale w grupie 15-29 lat sięga 30 proc. To właśnie głównie tych ludzi widać dzisiaj na ulicach.

Jedynym ratunkiem w tej chwili jest skorzystanie ze wsparcia Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który gotów jest pożyczyć Egipcjanom 4,8 mld USD. Jednak ze względów politycznych rząd egipski to porozumienie odkłada. Zdaniem ekonomistów władze nie bardzo wiedzą, jak się zabrać za reformowanie gospodarki, przede wszystkim ograniczenie deficytu budżetowego i długu publicznego, który sięgnął już 85 proc. PKB. Środki, jakie byłyby niezbędne do uzdrowienia finansów publicznych, są jednak nie do przyjęcia. Chodzi zwłaszcza o podwyżkę podatków oraz rezygnację z subsydiów, z których korzysta dzisiaj 20 proc najbogatszych Egipcjan, a które pochłaniają 32 proc wydatków państwa.

Zamieszki zniechęcają do wakacji w tym kraju. Dzisiaj turystyka ma prawie 12 proc. udział w PKB i 20 proc. w walutowych wpływach. Na ten rok Egipcjanie optymistycznie zakładali, że ta branża przyczyni się do przyspieszenia rozwoju gospodarki, a jej udział w PKB wzrośnie do 20 proc. Wiadomo, że zamieszki, jakie potencjalni turyści oglądają na ekranach telewizyjnych znacznie wychłodzą zapał do spędzenia wakacji w tym kraju. I to pomimo zapewnień także polskich władz, że egipskie kurorty są bezpieczne.