Trzy lata po tym, kiedy brytyjski Lloyd Banking Group sprzedał swój prywatny bank w Genewie, jedynymi oznakami życia w tym opuszczonym budynku usytuowanym przy prestiżowym Place de Bel Air są niedopałki papierosów i skorupy orzechów walające się po brudnych parapetach.
Stąd blisko do wciąż działających banków prywatnych, funduszy hedgingowych i luksusowych sklepów w centrum Genewy. Zaryglowane wejście przez które przewijali się milionerzy przypomina, iż niektórzy najwięksi gracze światowych finansów na zawsze rozstali się z tym miastem.
- Po zniknięciu międzynarodowych banków prywatnych w części biur znajdujących się w śródmieściu, które na rynku odgrywały czołową role zapadła wymowna cisza – komentuje Raphael Reginato, makler w AMI International, firmy operującej na rynku nieruchomości. – Genewa nie jest już takim jak niegdyś magnesem dla międzynarodowych finansów – dodaje.
Północno-amerykańskie i europejskie banki opuszczają to miasto, którego wielkim atutem przez wiele lat była dyskrecja. Tajemnica bankowa przeszła do historii na skutek presji wywieranej przez rządy Stanów Zjednoczonych i Francji ścigających swoich obywateli uchylających się od płacenia podatków. Zagraniczne instytucje do robienia interesów w Szwajcarii zniechęca też silny frank , surowsze regulacje oraz nowy system wymiany informacji między rządami.
- Wszyscy spodziewają się, że liczba banków działających w Genewie dalej będzie spadała – wskazuje Stephane Muller, partner w firmie doradczej Ernst&Young. Podkreśla wszakże, iż pozytywne jest to, że niektóre firmy będące własnością miejscowych rodzin wciąż mają apetyt na kupno zagranicznych banków.