Przed rozpoczęciem wtorkowej sesji można było zadawać pytania o poziom emocji rynkowych i aktywności inwestorów. Mimo jednak, że sesja przypadła na długi weekend majowy, działo się całkiem sporo.
Od początku notowań do ataku przystąpiły byki. Początkowo ich przewaga była stosunkowo niewielka. Na dzień dobry WIG20 był 0,2 proc. nad kreską. Kupujący momentalnie poszli jednak za ciosem. Nie minęła godzina notowań, a nasz flagowy indeks zyskiwał już 1,5 proc. i tym samym znaleźliśmy się na czele europejskiej stawki.
Wydarzeniem poranka były publikacje indeksów PMI. Ten z Polski dotyczący przemysłu negatywnie zaskoczył, co teoretycznie może być argumentem za tym, aby RPP jeszcze w tym roku zastanowiła się nad obniżkami stóp, co powinno sprzyjać rynkowi akcyjnemu.
Problem w tym, że moment zawahania popytu przyszedł niemal równie szybko, jak pierwsza euforia zakupowa. Po dwóch godzinach handlu wróciliśmy w zasadzie do punktu z pierwszych minut handlu. WIG20 rósł jedynie 0,3 proc. I to jednak było wystarczające by wieść prym na europejskiej mapie rynków. Niemiecki DAX czy francuski CAC40 większość dnia spędziły jednak pod kreską.
Byki po ciosie wyprowadzonym przez podaż też szybko się jednak otrząsnęły. Znów obrany został kierunek północy i wróciliśmy do ponad 1 – proc. wzrostów. Wydawało się, że popyt kontroluję sytuację. Tak jednak było tylko do czasu.