Choć historia nie zawsze się powtarza, tym razem niestety faktycznie miesiąc ten okazał się niekorzystny dla inwestorów, a w dodatku dotyczyło to nie tylko akcji, ale również choćby rynku długu czy surowców. Głównym czynnikiem, który przyniósł spadki, był najpierw odczyt inflacji w USA, która była wyższa, niż oczekiwano, a następnie postawa Fed. Zamiast oczekiwanych przez rynek jakichkolwiek gołębich akcentów przekaz J. Powella był jednoznaczny: obniżenie inflacji jest celem najważniejszym, a stan gospodarki nie jest teraz decydujący. Skutkiem była mocna przecena akcji, a jej skala była podobna na większości rynków. Tym samym indeksy powróciły w okolice czerwcowych dołków (choć w Polsce już dawno zostały one przebite). Bardzo duże zmiany widać natomiast na obligacjach. Rentowność amerykańskich dziesięciolatek wzrosła z 3,2 do prawie 4 proc. Mocny wzrost rentowności dotknął papierów niemieckich, a także polskich. Nie sposób nie zauważyć również, że tak jastrzębia retoryka Fedu zdecydowanie sprzyja dolarowi. Jest on obecnie rekordowo silny wobec wielu walut, w tym również złotego, gdzie kurs USD/PLN przebił psychologiczną barierę 5 zł. Słabością razi także brytyjski funt, którego notowania zaliczyły największy spadek od czasu wyników referendum brexitowego. Jest to efekt planów nowego rządu związanych z jednej strony z obniżkami podatków, a z drugiej z dużym zwiększeniem wydatków fiskalnych.