Sam fakt, iż rynki podążyły różnymi ścieżkami po okresie wysokiej korelacji sprawia trudność w sprowadzeniu tygodnia do wspólnego mianownika. W istocie była nimi zmienność, która w przypadku Wall Street najpierw rzucała indeksami na fali polaryzacji nastrojów, a w finale przełożyła się na kończące tydzień dynamiczne odbicie, gdy w grze pojawili się łapacze dołków. Europa swoje zwyżki zbudowała na aktywności łapiących dołek właściwie od początku tygodnia. Całość uzupełnia się z opóźnieniem Europy wobec USA, które powoduje, iż wzrosty piątkowe na rynkach amerykańskich będą uwzględniane w cenach akcji europejskich dopiero na otwarciu bieżącego tygodnia. Niemniej, różnice w zmianach tygodniowych średnich są widoczne i zwyżkom indeksów w Europie towarzyszyły spadki w USA, których nie udało się zniwelować mimo dynamicznej kontry byków w końcówce tygodnia, redukującej w jeden dzień połowę strat indeksów notowanych po pierwszych czterech sesjach.
Patrząc na przyczyny takiego, a nie innego zachowania średnich trzeba przywołać dwie zmienne. Pierwszą były perspektywy gospodarcze USA. Rosnące przekonanie o zbliżającej się recesji wywołanej przez politykę monetarną banku centralnego walczyło z nadziejami na to, iż Fed uda się zatrzymać wzrost cen zanim gospodarka popadnie w recesję. Elementem tego układu były spekulacje, iż inflacja osiąga właśnie lub już osiągnęła wartości szczytowe i w kolejnych tygodniach pojawi się przestrzeń do wyceniania mniej agresywnej polityki Fed. Drugą zmienną była rentowność amerykańskiego długu, zwłaszcza papierów 10-letnich, która wcześniej dość nerwowo oscylowała wokół pułapu 3 procent i sięgnęła rejonu 3,20 procent, by w końcówce spaść w okolice 2,90 procent, radykalnie poprawiając atrakcyjność akcji jednocześnie stawiając przed inwestorami zadanie zgadywania scenariuszy dla rynku będącego konkurencją wobec akcji i osłabiającego atrakcyjność inwestycji w akcje. Pochodną tych sprzecznych impulsów była zmienność, która stale lokowała się na poziomach najwyższych od lutowych fal spadkowych, gdy rynki wyceniały wybuch wojny w Europie i jej wpływ na perspektywy gospodarcze w skali globu.
Z punktu widzenia obecności na rynkach zakończony tydzień i podwyższona zmienność wskazują, iż akcje znalazły się w punkcie, w którym opinie o przyszłości uległy polaryzacji i łapacze dołków walczą o dominację z oczekującymi dalszej przeceny. Pierwsi mają za sobą argument o konieczności pogłębienia bessy lub chociażby wejścia w bessę w związku z faktem zbliżającej się recesji, gdy drudzy operują z przekonaniem, iż oczekiwane spowolnienie gospodarcze rynek wycenia właściwie od jesieni zeszłego roku. W naszej opinii podaż nie powiedziała ostatniego słowa, a zmienność nieco maskuje krótkookresowe perspektywy dla rynków akcji. Do końca bieżącego kwartału trudno będzie mówić o wyciszeniu zagrożenia recesją w związku z przesunięciem akcentów w polityce monetarnej w USA na walkę z inflacją, a agresywna polityka Fed jest właściwie gwarantem pchnięcia gospodarki w finalną część obecnego cyklu gospodarczego. Zakładamy, iż marzenia o miękkim lądowaniu pozostają marzeniami, a Fed tylko maskuje słowami swoje działania prowadzące do osłabienia rynku pracy i wzrostu bezrobocia. Nie zamykamy się na scenariusz szybkiego wyczerpania spadków, ale widzimy przestrzeń raczej do ich kontynuacji niż zakończenia przeceny przed drugą połową trzeciego kwartału bieżącego roku.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ