Po 25 dniach kwietnia S&P 500 był ponad 5 proc. na minusie od początku miesiąca, co... nie zdarzyło się jeszcze na przestrzeni ostatnich trzech dekad, dla których prowadzimy statystyki. Najbliżej tak słabego wyniku był kwiecień 2002 r. Z kolei, licząc od początku roku, S&P 500 w chwili pisania tego tekstu jest 9,9 proc. na minusie.

Jeśli przejrzymy przypadki, w których indeks notował wyraźnie ujemną zmianę w tym punkcie roku, to okazuje się, że wszystkie (w kolejności wg skali przeceny: 2020, 2001, 1990, 2002, 2008) miały związek z recesyjnymi okolicznościami w gospodarce.

Ale może oznacza to, że scenariusz twardego lądowania w gospodarce po okresie covidowego boomu jest już zdyskontowany przez rynek, skoro w tym roku zachowanie S&P 500 tak mocno odstaje w dół od wzorca sezonowego (wg średniej za okres od 1990 r. w tym punkcie roku indeks powinien być ponad 3 proc. na plusie)?

Oby tak było, choć przy prognozowanym P/E na poziomie ok. 18, ok. 17 proc. powyżej kilkudekadowej średniej – można mieć wątpliwości, czy wyceny dyskontują już głębsze spowolnienie koniunktury. A przecież wkrótce inwestorów czeka coś jeszcze – zapowiadane na majowe posiedzenie Fedu uruchomienie redukcji bilansu banku centralnego w rekordowym tempie.

Ten rok jest ciągle mało przychylny dla inwestorów na Wall Street (i nie tylko tam).