Bez większej historii przebiegły wtorkowe notowania na naszym parkiecie. Rynek wrócił do poziomu z końca ubiegłego tygodnia. Na pewno zwracały uwagę obroty na dwóch pierwszych sesjach tego tygodnia. Aktywność inwestorów była mała podczas poniedziałkowego wzrostu, wyraźnie podniosła się wczoraj, kiedy notowania szły w dół. To nie jest sprzyjająca okoliczność, ale niczego jeszcze nie przesądza.
Wsparcie dla WIG, jakie stanowi strefa 22,8-23 tys. pkt, nie było wczoraj ani przez chwilę zagrożone, więc rynek wciąż ma szanse dalej zyskiwać. Do złych wiadomości gospodarczych inwestorzy się przyzwyczaili, a do publikacji kolejnej porcji złych wyników finansowych, które zapewne wykażą nasze spółki w raportach za trzy pierwsze miesiące tego roku, jest jeszcze dużo czasu.
Do kontynuacji ruchu na naszym rynku w górę potrzeba zwyżki na świecie, która tonowałaby podaż i zachęcała do spekulacyjnych zakupów. O fundamentalnych decyzjach wciąż jeszcze trudno mówić. Zapewne nie będzie to możliwe jeszcze przez kilka kolejnych miesięcy, skoro wyraźniejsze oznaki ożywienia koniunktury (zakładając, że rzeczywiście pojawią się) mamy zobaczyć w II?połowie tego roku.
Inwestorzy będą zdani na to, by opierać się na przewidywaniach dotyczących poprawy sytuacji gospodarek i spółek. To jednak zawsze jest bardziej ryzykowne, choć też potencjalnie bardziej zyskowne, zadanie niż bazowanie na faktach. Tym samym głównym zadaniem staje się tak naprawdę ocena nie samych perspektyw gospodarczych (bo tu trudno o potwierdzenie rozmaitych scenariuszy), a oczekiwań inwestorów, jak one będą wyglądać.
Widać, że w ostatnim czasie zaczęli wierzyć w skuteczność planów pomocowych i na nowo z optymizmem spoglądają w przyszłość. Z tym jednak, że takie podejście już kilka razy obserwowaliśmy w czasie tej bessy, kiedy inwestorzy "na słowo" wierzyli w przezwyciężenie problemów. Potem się zawodzili. Takie ryzyko trzeba brać pod uwagę, kupując obecnie akcje. Do ostatecznego zakończenia bessy wciąż brakuje okresu ignorowania przez inwestorów dobrych wiadomości.