W dużej mierze właśnie od tego, czy największa gospodarka nadal (i jak szybko) będzie odzyskiwać formę, zależeć będzie zachowanie parkietów w najbliższych miesiącach.
Indeks S&P500 spadał od czterech, a niemiecki DAX nawet od pięciu sesji, natomiast wczorajsze przedpołudnie zapowiadało, że serie te mogą się jeszcze wydłużyć. Indeksy w Europie traciły po kilka dziesiątych procent, uginając się m.in. pod presją słabszych od prognozowanych wyników Shella. Nastroje w związku z publikacją danych dotyczących amerykańskiego PKB nie były przy tym najlepsze.
Istniało spore ryzyko, że wzrost nie osiągnie szacowanych średnio przez analityków 3,2 proc. (dzień wcześniej, wywołując nieco paniki, swoje szacunki do 2,7 proc. obniżyli np. ekonomiści Goldman Sachs). Czarny scenariusz jednak się nie spełnił. Wzrost PKB USA wyniósł 3,5 proc. i dosyć pewnie przebił prognozy. Inwestorzy nie mieli wyjścia i zawrócili indeksy na północ. Na koniec sesji główne europejskie indeksy zyskiwały po 1,2-1,6 proc., a amerykańskie rosły w tym czasie nawet nieco więcej. Spora część strat z ostatnich dni została więc odrobiona.
Po danych o PKB USA można powiedzieć, że na razie inwestorzy znajdują uzasadnienie dla kilkudziesięcioprocentowego rajdu indeksów obserwowanego od wiosny aż do zeszłego tygodnia - papiery kupowano pod kątem wzrostu zysków firm i odrodzenia w gospodarkach, i obie te okoliczności faktycznie mają miejsce. Wciąż jednak istnieją obawy, czy firmy potwierdzą swoją siłę także wzrostem przychodów (ostatnie zyski to w dużej mierze efekt cięcia kosztów) i czy gospodarki po fazie wspierania ich programami stymulacyjnymi dadzą radę rosnąć o własnych siłach. To zależy głównie od tego, czy indeksy będą w stanie powrócić na szczyty.
Dane z Ameryki wpłynęły na bardzo wyraźny wzrost notowań surowców. Najwięcej zyskiwała ropa naftowa, której notowania znów przekroczyły próg 80 dolarów.