Dzięki nim rzutem na taśmę bykom udało się zminimalizować wcześniejsze straty.Dane z USA były dobre.
Indeks ISM, podobnie jak w ostatni piątek Chicago PMI, wzrósł silniej od oczekiwań. W październiku miał on wartość 55,7 pkt wobec 52,6 pkt miesiąc wcześniej i wobec prognozowanych 53 pkt. To najwyższy odczyt od lata 2007 roku.Indeks ten rośnie już od prawie roku. Gdyby wierzyć jego wskazaniom, to już na początku 2010 roku roczna dynamika produkcji przemysłowej w USA powinna wyjść na plus z -6,1 proc. odnotowanych we wrześniu br.Byłaby to dobra prognoza, gdyby nie to, że sektor produkcyjny odpowiada tylko na 20 proc. amerykańskiego PKB. Nie wiadomo ponadto, na ile rządowe programy, w tym osławiony "Kasa za grata", mają udział w obserwowanym w ostatnich miesiącach wzroście "przemysłowego" ISM. Nie ma więc pewności, czy w najbliższych miesiącach ten indeks, w ślad za produkcją, po prostu się nie załamie.
Tych wątpliwości co do koniunktury gospodarczej jest jeszcze więcej. To o tyle istotne, że to właśnie dylematy inwestorów odnośnie przyszłości amerykańskiej gospodarki legły u podstaw zeszłotygodniowych spadków na światowych giełdach (a to rykoszetem natychmiast uderzyło w warszawski parkiet).
Doskonale ilustruje to czwartkowo-piątkowe zachowanie kursów na Wall Street. Euforia wywołana lepszymi od prognoz danymi na temat amerykańskiego PKB za III kwartał trwała tylko jeden dzień i przerodziła się w silną wyprzedaż akcji, gdy inwestorzy zaczęli mieć wątpliwości co do kształtowania się trendów gospodarczych w kolejnych kwartałach. Z innymi pozytywnymi danymi będzie podobnie. Gorsze zaś staną się pożywką dla niedźwiedzi.
Atak popytu w ostatnich minutach poniedziałkowej sesji, jakkolwiek doprowadził do wyrysowania świecy o białym korpusie na wykresie WIG20, to nic już nie zmienił. Indeks ten pozostał poniżej rysowanej od połowy lutego br. linii hossy, przełamując lokalny szczyt z 23 września br. (2270,89 pkt).