Równocześnie indeks spadł poniżej poziomów wcześniejszych maksimów z sierpnia i września, strasząc tym samym możliwością uformowania "podwójnego szczytu".
Spełniony został w ten sposób minimalny warunek, który można stawiać korekcie, czyli "postraszenie" załamaniem wcześniejszego trendu. Tym samym od strony technicznej sytuacja indeksu stała się właściwie identyczna z tą, jaka pojawiała się po spadkach, których kulminacja miała miejsce 2 września i 23 czerwca.
W obu przypadkach mieliśmy właśnie do czynienia ze spadkami łamiącymi linie krótkoterminowego trendu wzrostowego, sprowadzającymi indeks poniżej poziomów poprzednich szczytów. W obu przypadkach po sześciu, siedmiu sesjach spadku rynek wykonywał korektę wzrostową o 2,5-5 proc. trwającą pięć, sześć sesji, po czym następowała druga - również tygodniowa - fala spadku sprowadzająca indeks do nowych lokalnych dołków. Czwartkowa sesja była dziewiąta od szczytu.
To sugeruje rozpoczęcie drugiej fali spadkowej korekty w pierwszej połowie przyszłego tygodnia. Ostatnie dwie sesje przyniosły wzrost WIG20 o 5,1 proc., co - jeśli powyższe analogie techniczne są poprawne - wyczerpało potencjał wzrostowy. W tym ujęciu po przełamaniu linii prawie dziewięciomiesięcznego trendu wzrostowego nastąpił ruch powrotny, a niebawem krótkoterminowy trend spadkowy powinien ulec wznowieniu.
Czas na spadki jest jednak coraz krótszy: analiza sezonowości i cykliczności rynku sugeruje listopad jako optymalny moment na zakupy akcji. Ten czas "przeznaczony na spadki" można rozciągnąć do 20 listopada, czyli do rocznicy ubiegłorocznej paniki (patrz również 20 listopada 2003 r.). Na razie, w przeddzień debiutu PGE nasz rynek ponownie błysnął złotym zębem, ale jak dotąd - zarówno w przypadku naszego rynku, jak i rynków zagranicznych - nie widać powodów, by traktować te zwyżki jako coś więcej niż ruchy powrotne do przełamanych wsparć.